Za to, że autobus się spóźnił, był przed czasem, lub nie przyjechał wcale, za źle włożone tablice z kierunkiem jazdy, a nawet za brud w pojeździe.
Kary za złą jakość usług znalazły się w projekcie nowej umowy między Ratuszem, a miejską spółką. Projekt przygotował urzędujący od tygodnia prezes MPK, Czesław Rydecki.
Umowa ma regulować zasady gry: Ratusz określi, po których ulicach, w jakich godzinach i jak często mają jeździć autobusy i trolejbusy. Potem wybierze firmy, które na jego zlecenie będą wozić pasażerów.
80 proc. rynku ma utrzymać MPK, reszta pójdzie na przetarg. A przewoźnicy nie będą już zbierać pieniędzy od pasażerów - to magistrat będzie im płacić.
Firmy mają dostawać pieniądze za każdy przejechany kilometr. Ale za złe usługi zapłata ma być niższa. W projekcie umowy jest lista grzechów, za które można karać przewoźnika.
- To między innymi niepunktualność i niewykonanie kursu - informuje Czesław Rydecki.
Prezes chce wyposażać pojazdy w nadajniki GPS. Kontrole estetyki mogłyby się odbywać wyrywkowo dwa razy w miesiącu.
Jak wysokie kary znalazły się w projekcie, tego Rydecki nie ujawnia. Stwierdza tylko, że w innych miastach gdzie przyjęto podobny system rozliczeń kary mogą w skali miesiąca sięgać 5 proc. rocznego wynagrodzenia firmy. A to sporo.
Gdyby spółka spisywała się tak źle, że kontrolerzy co miesiąc nakładaliby kary, to w ciągu roku firma dostałaby zaledwie 40 proc. tego, na co mogłaby liczyć od miasta, gdyby jeździła dobrze.
W najbliższy czwartek Rada Miasta zdecyduje, czy zgodnie z wolą prezydenta powoła Zarząd Transportu Miejskiego, który miałby zlecać kursy i kontrolować przewoźników.
Nie wiadomo jeszcze, czy Ratusz zdąży zrealizować wcześniejsze zapowiedzi, że nowe zasady wprowadzi 1 stycznia. Od tego dnia w prywatnych autobusach mielibyśmy używać tych samych biletów, co w MPK.
- Chcielibyśmy wprowadzić nowy system jak najszybciej - mówi Elżbieta Kołodziej-Wnuk, zastępca prezydenta miasta.