Obyczajowy skandal wybuchł wokół festiwalu filmów o mniejszościach seksualnych, który planuje Centrum Kultury. – To demoralizujące wydarzenie – twierdzą radni PiS i chcą by prezydent je odwołał. A narodowcy chcą dymisji szefów CK i grożą pikietami. – Niczego nie odwołamy – odpowiada dyrektor.
– To nie jest żadna perwersja, ale repertuar grany na całym świecie – mówi Wiktor Morka, organizator LGBT Film Festiwalu. Jego szósta edycja odbędzie się w Warszawie, Poznaniu, Łodzi, Katowicach, Gdańsku, Krakowie i Lublinie, gdzie przyjęło go Centrum Kultury, placówka podległa samorządowi miasta. – CK nic nie dopłaca, festiwal jest finansowany z moich pieniędzy – zastrzega Morka.
– Czy władze miasta nie widzą nic niestosownego w trwonieniu środków publicznych? – pyta Wojciech Rowiński, rzecznik Ruchu Narodowego i podkreśla, że impreza odbywa się w placówce finansowanej przez miasto. Narodowcy zwołali w czwartek w tej sprawie konferencję przed CK. Uważają, że festiwal to propagowanie zaburzeń, niszczenie tradycyjnego modelu rodziny zagrażające stabilności państwa i promocja ekstremistycznej ideologii lewicowej.
A Ratusz odmawia. – Nie jest rolą prezydenta ustalanie repertuaru instytucji kultury, ponieważ za repertuar odpowiadają ich dyrektorzy – mówi Krzysztof Komorski, zastępca prezydenta. Nie zgadza się też na żądania narodowców, którzy chcą dymisji dyrektora CK, Aleksandra Szpechta i jego zastępcy ds. artystycznych, Janusza Opryńskiego. – Nie widzę merytorycznych przesłanek do takich dymisji – odpowiada Komorski.
Narodowcy (w czwartek był z nimi ich kandydat na prezydenta RP, Marian Kowalski) zapowiedzieli, że jeśli impreza nie zostanie odwołana, to każdego jej dnia będą protestować przed CK.