Wypełniony pielgrzymami autobus najechał na krawężnik, przewrócił się na dach i runął do pobliskiego rowu. 19 osób zginęło na miejscu, 32 zostały ranne. Węgierska policja nie wyklucza, że liczba zabitych wzrośnie
Jak zapewniła konsul RP na Węgrzech Teresa Notz, ranni Polacy zostali otoczeni troskliwą opieką. Wszystkim dostarczono telefony komórkowe, by mogli skontaktować się z rodzinami i uspokoić najbliższych. Z takiego telefonu skorzystała córka Kazimierza Sobieszka.
Pielgrzymka wyruszyła z Prowincji oo. Franciszkanów w Stoczku w niedzielę. Autobus jechał do Medjugorie w Bośni Hercegowinie. Mieli być na miejscu w poniedziałek. Większość pielgrzymów pochodziła ze Stoczka, Czemiernik, Parczewa i Lublina. Pielgrzymkę zorganizował o. Stefan Banaszczuk. Przytomność po wypadku odzyskał dopiero o 8 rano. - To była 9 pielgrzymka. Ostatnia była w lutym. Wszystkie dotychczasowe były bardzo udane - mówi o. Włodzimierz Machulak, ze stoczkowskiej prowincji. - Otrzymałem informację, że PZU wyśle na Węgry autokar z rodzinami poszkodowanych.
Przyczyna tragedii nie została na razie ustalona. Według charge d'affaires ambasady RP w Budapeszcie Romana Kowalskiego, tuż przed wypadkiem kierowcy się zmienili.
Autokar został wynajęty w małej rodzinnej firmie przewozowej w Białej Podlaskiej. - Wcześniej nie korzystaliśmy z usług tej firmy - mówi o. Włodzimierz Machulak.
- Pojechało dwóch bardzo doświadczonych kierowców. Jeden, właściciel firmy, ponad 20 lat jeździł w Orbisie. Drugi, jego szwagier, ponad 30 lat w PKS - mówi córka właściciela, Agata Trochimiuk. - Autokar marki DAF był nowy, miał około 3 lat.
- Widziałem ten autobus - mówi wójt Sobieszek. - Był dobry i nowoczesny.
Wczoraj o godz. 13 rządowy samolot zabrał część rodzin ofiar oraz ekspertów na miejsce wypadku. Na pokładzie znalazła się m.in. siostra Janusza Głąba, męża jednej z uczestniczek pielgrzymki. - Przywiezie ostateczne potwierdzenie wiadomości. Bo żony nie ma na liście osób hospitalizowanych - mówi Janusz Głąb.
Reporterzy Dziennika, (pap)