Do lubelskiego Herbapolu zaglądali już policjanci, prokuratorzy, funkcjonariusze służb specjalnych. Trwają postępowania, które mają na celu wyjaśnienie nieprawidłowości w zarządzaniu majątkiem spółki. Niektóre sprawy już się zakończyły, niektóre dopiero się rozpoczną...
- Bo nikt się prezesowi Godlewskiemu nie postawi...
Błagają, bym nie zdradziła, że ze mną rozmawiali. Chcą mieć pracę. Boją się.
No a związki zawodowe? - pytam.
- Związki zawodowe?... - wzruszają ramionami.
Przewodnicząca "S”: Nie porozmawiamy
Dzwonię do Anny Sternik, przewodniczącej NSZZ Solidarność w Herbapolu, pełniącej jednocześnie funkcję członka Rady Nadzorczej. Chcę się umówić na spotkanie.
- A w jakiej sprawie? - pyta.
• Chcę rozmawiać na temat problemów pracowników zakładu.
- Nie będę z panią na ten temat rozmawiała i nie wyrażam zgody na używanie mojego nazwiska.
• Pełni pani funkcję publiczną, a ja nie rozmawiam z panią prywatnie.
- Lubelska prasa tylko szkaluje nasz zakład, a Dziennik Wschodni to brukowiec.
• Czy mam napisać, że odmówiła pani rozmowy ze mną?
- Tak, bo to, co miałam do powiedzenia, powiedziałam w sądzie.
• • •
31 sierpnia 1996 roku Lubelskie Zakłady Zielarskie Herbapol sp. z. o.o. przekształciły się w Herbapol Lublin Spółkę Akcyjną. Kapitał akcyjny wynosił 1.706.800 zł i został podzielony na 341.360 akcji imiennych serii A o wartości nominalnej 5 złotych. Wielu pracowników firmy zostało akcjonariuszami.
Z akt sądowych
Pracownica I: "W połowie kwietnia 1999 roku moja kierowniczka wydziałowa, Irena K., poprosiła mnie do siebie i zapytała, czy udzielę pełnomocnictwa Monice Seroczyńskiej, przewodniczącej Rady Nadzorczej Herbapolu. Złożyłam to pełnomocnictwo. Nie wiedziałam, o co chodzi. Później dowiedziałam się, że chodzi o reprezentowanie mnie na Walnym Zgromadzeniu Akcjonariuszy. Poszłam więc do pani K. i powiedziałam, że chcę osobiście być na walnym zgromadzeniu i wycofałam pełnomocnictwo. Pani K. dwukrotnie ostrzegała mnie. Po jej minie wywnioskowałam, że będzie mile widziane przez prezesa Godlewskiego, jeżeli udzielę pełnomocnictwa pani Seroczyńskiej. Tylko te osoby, które nie złożyły pełnomocnictwa, zostały zwolnione z pracy.”
Pracownica II: "Do podpisania pełnomocnictwa dwukrotnie nakłaniała mnie kierowniczka Irena K. Gdy odmówiłam podpisu, powiedziała, żebym uważała, bo mogę znaleźć się po drugiej stronie. Zrozumiałam, że mogę stracić pracę, ale nie brałam tego poważnie, gdyż byłam długoletnim i dobrym pracownikiem. Na dwa tygodnie przed walnym zebraniem wezwał mnie prezes Godlewski i zaczął krzyczeć, bym uważała, bo przygotowuje dla mnie taczki. Zrozumiałam, że chodzi o dokumenty do zwolnienia. Ale byłam na walnym zgromadzeniu w dniu 5 czerwca.”
Pracownica III: "Wiele lat pracuję na wydziale syropów. Przed walnym zgromadzeniem moja kierowniczka, Anna B., kilka razy prosiła mnie, żebym podpisała pełnomocnictwo dla pani Seroczyńskiej. Sugerowała, że jeżeli tego nie zrobię, to mogą być wyciągnięte konsekwencje służbowe. Do wielu moich koleżanek kierowniczka jeździła nawet po pracy do ich domów, tak jej zależało, abyśmy wszystkie podpisały te pełnomocnictwa. Nie podpisałam i byłam na walnym zgromadzeniu. Dostałam wypowiedzenie z pracy.”
Jedna przewodnicząca w 238 osobach
Pracownicy, którzy nie udzielili pełnomocnictwa, zostali zwolnieni z pracy z tzw. przyczyn ekonomicznych (tak napisano w ich wypowiedzeniach) i mimo zachowania wymaganego przez przepisy 3-miesięcznego terminu wypowiedzenia już następnego dnia zakazano im wstępu na teren zakładu (zostali zwolnieni z obowiązku świadczenia pracy w okresie wypowiedzenia).
Sprawy pracowników Herbapolu trafiły do Sądu Pracy.
Z protokołu rozprawy
Józef Godlewski, prezes Herbapolu: "Nie wydawałem polecenia kierownikom wydziałów, aby zbierali pełnomocnictwa dla pani Seroczyńskiej. Nie słyszałem, aby takie pełnomocnictwa były zbierane. Zwolnienia nie mają związku z tą sprawą. Zbieżność tych dwóch sytuacji jest przypadkowa”.
Józef Godlewski w rozmowie z Dziennikiem: - Rzeczywiście w połowie 1999 roku, w okresie trzech miesięcy, zwolniliśmy 36 osób. Powodem były przyczyny leżące po stronie zakładu pracy - ekonomiczne i zmiany organizacyjne. O słuszności podjętych przez nas działań niech świadczy opinia biegłego z Uniwersytetu Jagiellońskiego, prof. Jana Jerschiny, dyrektora Instytutu Badań Rynku i Opinii Publicznej, skierowana do Sądu Pracy, który stwierdził, cytuję: "Herbapol podjął różne, wymagane przez naukę o zarządzaniu i marketingu, działania w celu poprawy swojej sytuacji, ale te środki, które zostały zastosowane, przyniosą poprawę w dłuższej perspektywie i nie mogą zastąpić niezbędnego obniżania kosztów wytwarzania, poprzez redukcję zasobu pracowników zatrudnionych w produkcji.”
Sąd nie dał wiary
ani tej opinii, ani wyjaśnieniom kierownictwa Herbapolu. Wyrokami sądu wszyscy pracownicy zostali przywróceni do pracy. Po rewizji Herbapolu wyroki zostały utrzymane w mocy przez Okręgowy Sąd Pracy w Lublinie.
"To nie przyczyny ekonomiczne były powodem zwolnienia pracowników - podkreślał sąd w uzasadnieniach wyroków. - Wśród osób zwolnionych w dniu 18 czerwca nie znalazła się ani jedna osoba, która udzieliłaby pełnomocnictwa. Osoby zwolnione to długoletni, doświadczeni pracownicy. Tymczasem w zatrudnieniu pozostali pracownicy zatrudnieni na czas określony. A zwolnienie właśnie tych pracowników jest korzystniejsze finansowo dla zakładu pracy, chociażby z uwagi na krótszy okres wypowiedzenia.
Nie może uzyskać aprobaty sądu - czytamy dalej w uzasadnieniu - takie działanie pracodawcy, które od strony formalnej (likwidacja stanowisk) jest być może prawidłowe, jednak nosi cechy pozorności. Zarząd Herbapolu podejmując bowiem w dniu 11 czerwca 1999 roku uchwałę o likwidacji stanowisk pracy, dysponował już imienną listą pracowników wytypowanych przez kierowników działów. Świadczy to o dążeniu pracodawcy do rozwiązania umowy o pracę z konkretnymi pracownikami, niezależnie od zajmowanego przez nich stanowiska i okoliczności związanych z wykonywaną pracą. Pracodawca dopuścił się więc rażącej dyskryminacji pracowników, polegającej na próbie pozbycia się pracowników, którzy stali się niewygodni dla firmy”.
Ale to dopiero początek serii zdarzeń, które spowodowały, że do Herbapolu zaczęli zaglądać policjanci i prokuratorzy.