Wczoraj tuż przed południem radiowóz zabrał Andrzeja K. W jego domu przed miesiącem znaleziono zwłoki pięciorga noworodków. Badania genetyczne wykazały, że mężczyzna oraz jego zaginiona żona byli rodzicami dzieci.
- Biologicznymi rodzicami noworodków są Andrzej i Jolanta K. - poinformował wczoraj Andrzej Lepieszko, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie. - Badania genetyczne wykazały to z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością.
Wyniki badań były podstawą do podjęcia decyzji o zatrzymaniu ojca noworodków. Policjanci przyjechali po niego tuż przed południem. - Zachowywał się tak jakby nie był zaskoczony zatrzymaniem - mówi Janusz Wójtowicz, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie.
Do tej pory mężczyzna był dwukrotnie przesłuchiwany przez prokuraturę. Utrzymywał, że nie wie w jakich okolicznościach w jego domu znalazły się szczątki noworodków.
Wczoraj mężczyznę przesłuchano ponownie. Czy zostaną mu postawione zarzuty, a prokurator wystąpi do sądu o areszt? - o tym dowiemy się w niedzielę na specjalnie zwołanej konferencji prasowej.
Podczas wcześniejszych przesłuchań mężczyzna twierdził, że nie ma pojęcia skąd w jego domu znalazły się zwłoki noworodków. Utrzymywał też, że nie wiedział, iż jego żona w ostatnich latach była w ciąży.
Prokuratura nadal nie wie, co było przyczyną i kiedy doszło do śmierci noworodków. Mają to wyjaśnić uzupełniające badania w Zakładzie Medycyny Sądowej AM w Lublinie.
Nie wiadomo jeszcze czy znalezienie szczątków dzieci łączy się ze sprawą podrzucenia przed rokiem pod kościół w Czerniejowie martwego noworodka. Dziecko zginęło od ciosów zadanych twardym narzędziem. Śledztwo zostało wówczas umorzone z powodu niewykrycia sprawcy. Prokuratura przekazała do zbadania materiał biologiczny pobrany z tamtych zwłok, który ma zostać porównany z DNA noworodków. Wyniki badań nie są jeszcze znane.
Gdy zjawiliśmy się w Czerniejowie, policyjny samochód zabrał już mężczyznę na przesłuchanie. - Jego sklep zamknięto przed pół godziną - mówili ludzie stojący pod sąsiednim sklepem.
Mieszkańcy już wiedzieli, że to Kowalczykowie byli rodzicami noworodków.
- A nic nie było po niej widać - dziwi się kobieta spotkana na ulicy. Jej najbliżsi deklarują, że również nie wiedzieli, że kobieta była w ciąży.
Jak mogło dojść do tego, że w domu przechowywano dzieci z pięciu porodów? - Nie mam pojęcia. Jakby znaleźli Jolantę, pewnie mogłaby o tym powiedzieć - mówi krewny zatrzymanego mężczyzny. - Tu mieszkali dwa lata, a przedtem na Czubach w Lublinie.