PSK 4 przy ul. Jaczewskiego w Lublinie nie przyjął ciężko poparzonego 55-letniego mężczyzny. Pacjent został odesłany na drugi koniec miasta, do szpitala wojewódzkiego przy al. Kraśnickiej. – Tak nie powinno być – mówi dr Maciej Pastuszka ze szpitala przy al. Kraśnickiej. – Stan pacjenta jest bardzo poważny, zaraz wysyłamy go helikopterem do klinki w Gryficach.
Dlaczego chory nie znalazł pomocy przy Jaczewskiego? Dyrektor ds. medycznych tego szpitala Wiesław Przyszlak nie wie. – Jestem w domu. Proszę zadzwonić do dyżurnych chirurgów.
Janusz Gieryng, I dyżurny z PSK 4, powiedział nam, że to z powodu remontu. – Połowa chirurgii jest wyłączona. A my mamy pięciu pacjentów po przeszczepach nerek. Wymagają absolutnej sterylności. Musielibyśmy położyć poparzonego pacjenta obok nich, a to potencjalne źródło różnych bakterii. Taka decyzja byłaby błędem. Pogotowie było informowane, że nie mamy warunków i trwa remont.
Co na to pogotowie? Dyspozytor z Centrum Powiadamiania Ratunkowego przy ul. Szczerbowskiego odpiera zarzuty: Informowałam PSK 4, że wieziemy pacjenta, i żeby się przygotowali. Usłyszałam „Przyjmujemy. Czekamy”. Może potem wyższy rangą lekarz zmienił decyzję. A informacja o remoncie dotyczyła tylko roku 2005. Od 1 stycznia oddział miał ruszyć pełną parą. O tym, że się nie zakończył, ratownicy dowiedzieli się dopiero na miejscu.
Do wypadku doszło wczoraj około godziny 16. W piwnicy bloku przy ul. Żelazowej Woli dwóch mężczyzn remontowało silnik. Używali łatwopalnej substancji, prawdopodobnie benzyny. W wyniku zaiskrzenia nastąpił wybuch, a substancja się zapaliła. 55-latek został ciężko poparzony, a jego kolega ma poparzenia rąk, które zostały opatrzone na miejscu.
Do sprawy wrócimy. (sp)