To grabież publicznych pieniędzy – mówią o zarobkach niektórych pracowników Urzędu Marszałkowskiego radni Polskiego Stronnictwa Ludowego. Marszałek województwa z Prawa i Sprawiedliwości zarzuca im robienie spektaklu wyborczego. I w horrendalnych wynagrodzeniach nie widzi nic złego, bo zostały sfinansowane z unijnych pieniędzy.
Na ostatniej sesji sejmiku o najwyższe wynagrodzenia w urzędzie zapytał Sławomir Sosnowski, były marszałek województwa, a obecnie radny z opozycyjnego PSL. Prosił o podanie danych za trzy ostatnie lata z uwzględnieniem wszystkich składników (dodatków, nagród itp.) wypłaconych osobom zajmującym stanowiska: dyrektora i zastępcy dyrektora, kierownika oddziału i zastępcy, starszego i głównego specjalisty, inspektora, podinspektora, pomocy administracyjnej, kierowcy oraz pracownika obsługi.
Prezentując otrzymane informacje Sosnowski nie przebiera w słowach, mówiąc wręcz o „grabieży na środkach publicznych”.
- Pan marszałek Stawiarski i jego gang grabią publiczne pieniądze podatników. To, co dostałem w odpowiedzi, może zaskoczyć wszystkich – mówi polityk stronnictwa.
I przytacza najwyższe z urzędniczych zarobków, które w ubiegłym roku otrzymała osoba będąca dyrektorem jednego z departamentów (dane są zanonimizowane). To kwota prawie 428 tys. zł, a w ciągu trzech lat – nieco ponad 955 tys. zł. - Czegoś takiego nie ma w żadnym samorządzie w naszym kraju – przekonuje Sosnowski.
Jak wyglądają najwyższe pensje w przypadku innych wspomnianych stanowisk? Rekordzista wśród wicedyrektorów w ubiegłym roku zarobił prawie 187 tys. zł. Wśród kierowników najwyższe (prawie 170 tys. zł) było roczne wynagrodzenie osoby kierującej oddziałem w Departamencie Organizacyjno-Prawnym. Na uwagę zwracają też zarobki jednego z kierowców z tej jednostki – niemal 122 tys. zł w skali roku. - Po jakich drogach jeździ ten kierowca? – dopytuje Sosnowski.
A inny radny PSL, Grzegorz Kapusta, zwraca uwagę na dysproporcje w wynagradzaniu pracowników urzędu. - Jeżeli w tym samym urzędzie wiele osób pracuje za najniższą krajową, wykonując żmudną pracę i utrzymując bieg prowadzonych przez urząd spraw, pojawia się pytanie, gdzie tu jest elementarna sprawiedliwość? – pyta.
Marszałek Jarosław Stawiarski (PiS) te pytania nazywa „spektaklem wyborczym”. I dodaje, że rekordowe wynagrodzenie lubelskiego podatnika kosztowały jedynie 64 tys. zł.
- 85 proc. tej pensji to były pieniądze unijne. Za co? Za obsługę całego programu, na przykład ogłoszenie 83 naborów za 4 mld zł, zakończenie 68 naborów, w których potencjalni beneficjenci złożyli ponad1600 wniosków na 4,6 mld zł. To jest za to. Dobry urzędnik, który obsługuje pieniądze unijne i ma płacone 85. proc. z budżetu UE, zasługuje na takie wynagrodzenie – przekonuje Stawiarski.
Dopytujemy, czy zarobki wszystkich urzędników z listy opublikowanej przez radnego Sosnowskiego były współfinansowane ze środków unijnych. - Sądzę, że kilka z tej listy tak. Mnie interesuje ta pierwsza pozycja – kończy marszałek.