Na listach kandydatów do Sejmu musi być przynajmniej 35 proc. kobiet i nie mniej niż 35 proc. mężczyzn. Taki jest wymóg parytetu.
PO zdecydowała, że w pierwszej trójce kandydatów z poszczególnych okręgów wyborczych ma być przynajmniej jedna kobieta. W lubelskim okręgu na dobre miejsce liczą Joanna Mucha i Magdalena Gąsior-Marek. I to właśnie te panie rekomendowały władze Platformy do pierwszej trójki. Ze starań o czołowe miejsce na liście zrezygnowała wicewojewoda Henryka Strojnowska.
Platforma ma za to kłopot w okręgu wyborczym Biała Podlaska – Chełm – Zamość. Tam, drugie miejsce proponowano Zofii Woźnicy, radnej wojewódzkiej z Biłgoraja. – Wolałabym nie startować, choć nie podjęłam jeszcze decyzji. Dopiero zaczęłam pracę w sejmiku i wyborcy woleliby, żebym – jako radna – wspierała ważne działania dla tego terenu – tłumaczy Woźnica.
Stanisław Żmijan, szef PO w województwie, z zapałem zachęcał radną do kandydowania, bo w jesiennych wyborach do sejmiku poparło ją wielu wyborców, a cztery lata temu zabrakło jej ledwie kilkuset głosów, żeby znaleźć się w gmachu przy Wiejskiej.
– My nie musimy tak się gimnastykować jak PO. U nas poprzednio w pierwszej trójce były dwie, a w pierwszej piątce trzy kobiety – mówi Krzysztof Michałkiewicz, lider PiS w lubelskim okręgu wyborczym.
Chodzi o posłanki Elżbietę Kruk, Małgorzatę Sadurską i Gabrielę Masłowską. I to one najprawdopodobniej znów dostaną dobre miejsca na liście kandydatów. W okręgu bialsko-chełmsko-zamojskim szanse na "jedynkę” ma poseł Beata Mazurek.
Parytetem nie martwi się także PSL.
– Bez żadnego problemu znajdziemy kandydatki. W jesiennych wyborach samorządowych – na 10 kandydatów PSL – do rady miasta w Lublinie, 8 to były kobiety. Mieliśmy już dwa spotkania w tej sprawie – mówi Krzysztof Hetman, szef PSL w naszym województwie.
Kobiety były widoczne już w ubiegłorocznych wyborach do samorządów. W naszym województwie było prawie 30 proc. kandydatek. – Patrząc optymistycznie: partie przebudziły się i umieszczają panie na listach wyborczych. Pesymistycznie: robią to, bo jest nacisk społeczny – tłumaczył nam wówczas Sebastian Łuczak z Agencji Public Relations Łuczak PR. I dodał, że kobiety muszą same udowodnić, że warto na nie głosować.
Udostępnij na Facebook