Śledczy zbadają sprawę podpisu, którym radny poświadczył obecność na początku obrad, choć dotarł na sam koniec sesji. Zawiadomienie do prokuratury złożył przewodniczący Rady Miasta. - Nie miałem wyjścia - tłumaczy.
Podgórski od razu po wejściu poszedł do listy obecności, na której radny musi podpisać się na początku obrad. Gdy sesja się skończyła podpisał drugą listę, poświadczając obecność także na zakończeniu sesji. Tylko podpisanie obu list gwarantuje radnemu, że dostanie dietę w pełnej wysokości (ok. 2500 zł). Jeśli na jednej z list brakuje parafki, wtedy dietę zmniejsza się o 30 proc.
- Złożyłem zawiadomienie do prokuratury - poinformował wczoraj Piotr Kowalczyk, przewodniczący Rady Miasta. - Dotyczy dwóch spraw. Pierwsza to poświadczenie nieprawdy na dokumencie urzędowym. Lista obecności wykładana na początku sesji jest podstawą do wypłaty diety i w naszym rozumieniu stanowi dokument księgowy. Radny poświadczył, że był na początku sesji, choć to nieprawda. Druga sprawa to próba wyłudzenia części diety. Dzięki temu, że zachowanie radnego zostało zauważone, do tego wyłudzenia nie dojdzie, bo diety w pełnej wysokości mu nie wypłacę.
- Przewodniczącemu udzielają się już emocje przed wyborami samorządowymi. On kandydował z tego samego okręgu wyborczego, co ja. Walczymy o to samo miejsce w samorządzie - komentuje Podgórski.
- To czysto polityczna zagrywka. To próba zdyskredytowania mnie obliczona na to, że ukaże się szereg negatywnych publikacji na mój temat. Ale na koniec i tak się wszystko wyjaśni.
Kowalczyk twierdzi, że nie miał wyjścia i musiał takie zawiadomienie złożyć. - Radcowie prawni jasno powiedzieli, że spoczywa na mnie taki obowiązek. Sprawa podpisów jest już znana, informowały o niej media i każdy obywatel mógłby złożyć zawiadomienie, że nie wypełniam swoich obowiązków, gdybym tej sprawy nie skierował do prokuratury - mówi przewodniczący.
Podgórski złożył przewodniczącemu pisemne usprawiedliwienie nieobecności. Tłumaczy, że miał spotkanie z Krzysztofem Grabczukiem, wicemarszałkiem województwa. Tymczasem Grabczuk był tego dnia na Lubelskim Forum Bibliotekarzy odbywającym się od godz. 10 w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej. - Radny pytał o mnie w sekretariacie o godz. 9 i dowiedział się, że mnie nie ma. Spotkaliśmy się, gdy wróciłem z biblioteki, o godz. 11. Spotkanie trwało około 50 minut - mówi Grabczuk.