Podopieczni Bractwa Miłosierdzia św. Brata Alberta spotkali się przy wielkanocnym stole. Dla ubogich i bezdomnych to jedna z niewielu okazji by zjeść świąteczny, ciepły posiłek w otoczeniu innych ludzi.
Do jadłodajni Bractwa w Lublinie przychodzą osoby w różnym wieku. Najczęściej to jednak seniorzy i niepełnosprawni, którzy utrzymują się z niskich świadczeń i nie stać ich na zakup jedzenia. Ale powoli zaczyna się to zmieniać.
– W tym roku przygotowaliśmy 350 paczek i, jak sądzę, tyle osób przybędzie na nasze spotkanie wielkanocne – mówi Monika Zielińska, prezeska Bractwa Miłosierdzia im. św. Brata Alberta. I dodaje: – Coraz trudniej jest przygotowywać posiłki dla potrzebujących. Wpłaty są niższe niż przed rokiem, a potrzebujących znacznie przybyło. Z moich szacunków wynika, że jest to około 80 osób dziennie więcej. To oznacza, że musimy przygotować około 240-270 posiłków.
– Na dzisiejszym spotkaniu wielkanocnym polecamy żurek z jajeczkiem, kiełbaską i boczkiem; jajko z najlepszym w mieście sosem tatarskim oraz białą kiełbasę z sałatką jarzynową – zachęcała pani Ania, która od lat gotuje w kuchni św. Brata Alberta.
– Jedzenie tutaj jest bardzo dobre, a obsługa bardzo kulturalna, mili, przesympatyczni i pomocni – podkreśla pani Marta. – Straciłam pracę, zostałam bez niczego, więc... ciężka sprawa. Widzę, że potrzebujących jest coraz więcej. To nie tylko seniorzy. Przychodzą też młodzi i to ich liczba znacznie wzrosła.
Angelika ma 21 lat na śniadanie wielkanocne do "brata Alberta" przyszła z synkiem, który ma 5 miesięcy. Młoda matka ma trudną sytuację materialną, rezygnuje więc ze swoich potrzeb, aby móc kupić pieluchy i mleko dla dziecka. Jak sama przyznaje pomoc, którą tu dostaje ułatwia jej życie i jest dla niej bardzo ważna. Kobieta mieszka z matką, również korzystającej z pomocy społecznej kuchni.