Pożar strawił większość drewnianych straganów osiedlowego targowiska przy ul. Braci Wieniawskich. Strażacy mówią, że najprawdopodobniej ktoś celowo je podpalił. Kupcy są w rozpaczy, klienci w szoku. – Tu kręcili się różni ludzie – mówią mieszkańcy osiedla.
Żywioł strawił większą część drewnianych straganów. – Spłonęło około dwie trzecie stoisk – informuje Michał Badach z lubelskiej straży pożarnej.
Najbardziej ucierpiały budki znajdujące się bliżej Aldika i delikatesów Savannah. – Stragan stawialiśmy pięć lat temu, kosztował jakieś 14 tys. złotych. Doszczętnie się spalił – przyznaje Tomasz Lachowicz, który w poniedziałek musiał handlować wprost z chodnika. – Teraz będzie trzeba jakoś to wszystko powolutku odbudować, jeżeli się okaże, że to w ogóle możliwe.
– O wszystkim dowiedziałam się po godzinie 12 w nocy – mówi Krystyna Janiuk, jedna z handlujących. – Miałam szczęście, moje stoisko się nie spaliło, tylko prądu nie ma. Tam z tyłu kawałek dachu i okno już nam robotnicy wymieniają. Inni mieli pecha. Drewno lakierowane, to poszło z dymem.
Zdaniem strażaków wszystko wskazuje na to, że przyczyną pożaru było podpalenie. – W przypadku zaprószenia pożar rozwija się o wiele wolniej. A paliło się bardzo szybko. To nie była jeszcze ta godzina, żeby przez kilkadziesiąt minut nikt nie zauważył, że się pali – tłumaczy Badach. – Zwarcie też jest mało prawdopodobne, bo pożar zaczął się w tej części, gdzie do budek doprowadzone jest napięcie zaledwie 24 V.
To nie pierwszy pożar w tym miejscu. – Cztery lata temu sama zgłaszałam pożar. Ktoś wlał łatwopalną ciecz do jakiegoś pojemnika – wspomina Grażyna Postawska. – Tamten pożar był mały, udało się go ugasić – dodaje Adam Postawski, mąż pani Grażyny. Oboje są stałymi klientami. – To porządny targ, może na Ruskiej jest taniej, ale tu jest przyzwoicie, zaczyna się cywilizować – dodają.
Mieszkańcy twierdzą, że okolice targu do najbezpieczniejszych nie należą. – W dzień jest spokojnie, ale w nocy siedzą tu całe grupy młodzieży tak po 16-17 lat – mówi pani Danuta, mieszkanka Czechowa. – Człowiek nawet się nie może odezwać, żeby się im nie narazić. Sprawę pożaru bada policja.