Prokuratura zajmie się sprawą obrazu, do namalowania którego szwedzki artysta miał użyć popiołu z obozu na Majdanku w Lublinie. A muzeum wprowadza w krematorium dodatkowe zabezpieczenia.
– Ukazały mi się postacie, jakby popiół zawierał wspomnienia lub dusze ludzi, ludzi torturowanych, dręczonych i mordowanych przez innych ludzi – opisywał swoją pracę. Obraz został pokazany w galerii w Lundzie. Gdy informacja o istnieniu akwareli dotarła do Polski, zaprotestowali m.in. historycy i społeczność Żydowska.
– Jesteśmy zszokowani i oburzeni – oświadczyło w środę Muzeum na Majdanku. – Być może to artystyczna prowokacja zasługująca wyłącznie na potępienie. Pewne jest, że szwedzki malarz nie wszedł w posiadanie popiołów z Majdanka w sposób legalny. Mamy nadzieję, że szwedzkie organy ścigania szybko ustalą, czy doszło do kradzieży i profanacji szczątków ofiar obozu.
Kroki podejmie też lubelska prokuratura. – Sprawa została przez nas zarejestrowana wskutek tego, co ukazało się w mediach – mówi Dorota Kawa, szefowa Prokuratury Rejonowej w Lublinie.
To, czy zostanie wszczęte prokuratorskie postępowanie, zależy od wyniku czynności sprawdzających. Lubelscy śledczy zwrócą się też o materiały do szwedzkich organów ścigania.
Tymczasem muzeum zdecydowało o wprowadzeniu dodatkowych zabezpieczeń w barakach. Do tej pory piece były odgrodzone od zwiedzających barierkami.
– Od dłuższego czasu trwają prace, na razie koncepcyjne, nad postawieniem przed piecami szklanej kurtyny – mówi Agnieszka Kowalczyk, rzecznik muzeum na Majdanku. – Chcemy, by pojawiły się w przyszłym roku.
Przeważyła sprawa obrazu? – To zbieg okoliczności – przekonuje Kowalczyk. Muzeum utrzymuje też, że szwedzki artysta nie mógł znaleźć prochów w krematorium, bo od wielu lat ich tam nie ma. – Po wojnie wszystkie prochy ofiar zostały zebrane, usypano z nich kopiec, a w 1969 r. zostały złożone w mauzoleum – wyjaśnia Kowalczyk.
To nie pierwsza głośna sprawa dotycząca krematorium w lubelskim muzeum. W 2008 r. pisaliśmy o zdjęciu, na którym 9-latka z Lublina pozuje siedząc w krematoryjnym piecu. Jej sprawa trafiła do sądu rodzinnego. Skończyło się na rozmowie rodziców z sędzią. Sąd uznał, że dziecko nie było świadome, co robi.