Jest akt oskarżenia przeciwko strażnikom miejskim, którzy mieli poturbować kierowcę. Ich zdaniem zaparkował w niedozwolonym miejscu. W ruch poszły więc kajdanki i gaz.
- Kierowca stwierdził, że nie zgadza się z oceną sytuacji dokonaną przez strażników i nie przyjmie mandatu - mówi Beata Syk-Jankowska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie. - Strażnik odpowiedział wówczas, że spotkają się w sądzie.
Na tym sprawa powinna się zakończyć, ale doszło do awantury. Z ustaleń śledczych wynika, że kiedy kierowca chciał odjechać, mundurowi robili wszystko, by mu to uniemożliwić.
- Jeden ze strażników otworzył drzwi auta i próbował wyciągnąć kierowcę z pojazdu - wylicza Syk-Jankowska. - Następnie kierowca został zakuty w kajdanki, za które oskarżeni ciągnęli go w celu zmuszenia do wyjścia z samochodu. Szarpali go za ubranie. Dwukrotnie zastosowali gaz łzawiący, rozpylając go w twarz pokrzywdzonego. Używali wobec niego słów wulgarnych.
Na miejsce wezwano policjantów. Kierowca przytoczył im swoją wersję wydarzeń. Na lewym nadgarstku miał zapięte kajdanki. Miał zadrapania i potłuczenia, krwawił z nosa. Z relacji strażników wynikało, że Grzegorz T. zamiast pokazać dokumenty, próbował ich przejechać.
- Oskarżeni nie przyznali się do popełnienia zarzucanych im czynów - dodaje Syk-Jankowska. - Wskazali na fakt, iż pokrzywdzony był agresywny, nie reagował na polecenie opuszczenia pojazdu i podanie swych danych osobowych.
Mężczyzna twierdził również, że został uderzony w twarz. Strażnicy zgodnie temu zaprzeczają. Już po postawieniu prokuratorskich zarzutów zostali zawieszeni. Grozi im do 3 lat więzienia.
Przed sądem staną nie tylko mundurowi, ale i kierowca mercedesa. Śledczy uznali, że również on posunął się za daleko. Prokuratura skierowała więc przeciwko Grzegorzowi T. akt oskarżenia, dotyczący znieważania strażników i naruszenia ich nietykalności cielesnej.