Nie ma szans na to, by strażnicy przeprowadzający dzieci przez jezdnie koło szkół mogli schronić się przed deszczem lub śniegiem. Magistrat nie ustawi im żadnych zadaszeń. Tłumaczy to m.in. tym, że przechodniom przeszkadza nawet to, że strażnik czasem przycupnie na stołeczku.
"Podkreślając niezwykle istotną rolę tzw. przeprowadzaczy, dzięki którym dzieci i młodzież mogą bezpiecznie dotrzeć do szkoły zwracam się z prośbą o informację dotyczącą możliwości budowy przy przejściu dla pieszych przy ul. Krańcowej budki, w której Pan "Stop” mógłby się schronić przed deszczem czy śniegiem, szczególnie w okresie zimowym” – napisała do prezydenta radna Beata Stepaniuk.
Pismo radnej wzbudziło różne komentarze zarówno wśród radnych, jak wśród urzędników. Ale ci, którzy przeprowadzają dzieci przez przejścia przyznają: to nie jest lekka praca, nie tylko przy Krańcowej.
– Deszcz, śnieg, wiatr. Niezależnie od pogody dzieci chodzą do szkoły. A ja muszę być na posterunku i w pełnej gotowości – mówi Marek Pydyś, który przeprowadza uczniów przez ul. Walecznych. Ciężko jest zwłaszcza przy niepogodzie. – A takich dni jest naprawdę sporo. Więc miejsce, w którym można by się schronić, by się przydało. To dobry pomysł – dodaje Pydyś.
Ratusz pomysłu nie podchwycił. – Proponowane rozwiązanie nie jest w naszym mieście stosowane i nie były rozważane plany, aby je w przyszłości wprowadzić – odpowiada radnej Włodzimierz Wysocki, odpowiedzialny za oświatę zastępca prezydenta Lublina.
– Budki dla strażników byłyby źle przyjęte przez okolicznych mieszkańców lub rodziców uczniów. Powyższe spostrzeżenie wynika z wcześniejszych doświadczeń, kiedy niektórzy strażnicy korzystali z przenośnych stołeczków. Do dyrektorów szkół docierały uwagi dotyczące strażników, np. "on ma przeprowadzać nasze dzieci, a nie sobie siedzieć” – dodaje Wysocki.
Zdaniem Ratusza, strażnikom wystarczy peleryna, cieplejsze ubranie, dwie przerwy na ogrzanie się w szkole i gorący obiad w stołówce. W całym mieście pracuje 31 strażników przy 25 szkołach.