Tym, żeby właściciel punktu ksero nie zdzierał pieniędzy z żaków zajął się Lubelski Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
Sprawa dotyczyła działalności prywatnego punktu ksero, jedynego w bibliotece. O problemie pisaliśmy rok temu. Ponieważ z budynku nie można wynosić niektórych książek, studenci byli zmuszeni kopiować je właśnie tam. Za stronę formatu A4 musieli zapłacić 25 groszy. Tymczasem tuż obok, przy księgarni w budynku rektoratu, jedna strona kosztowała wtedy 10 gr. Podobnie w punkcie ksero na Wydziale Prawa i w kilku innych miejscach.
Po naszej publikacji UOKiK wszczął postępowanie. Ale nie przeciwko bibliotece, tylko przedsiębiorcy, który prowadził punkt ksero i nadużył swojej dominującej pozycji. - Decyzja w tej sprawie jest już gotowa, ale jeszcze podlega konsultacji, więc nie mogę oficjalnie zdradzić jak brzmi - mówi Ewa Wiszniowska, dyrektorka lubelskiej Delegatury UOKiK.
Właściciel punktu nie odbierał od nas telefonu.
Kara za stosowane przez niego praktyki może sięgnąć 5 tys. zł. Tyle w listopadzie zapłaciła Biblioteka Narodowa w Warszawie, którą urząd ukarał za nielegalne porozumienie z punktem ksero. Firma kserograficzna dostała natomiast 2 tys. zł kary. Czytelnicy biblioteki byli zmuszeni do płacenia 45 groszy za jedną stronę A4. UOKiK uznał, że ochrona zbiorów przed zniszczeniem nie może uzasadniać naruszania prawa. - Zakwestionowane praktyki należą do najpoważniejszych naruszeń prawa antymonopolowego - stwierdził w uzasadnieniu urząd.
Oddzielnie sprawę monopolu na kserowanie rozwiązała sama Biblioteka UMCS. Dotychczasowy właściciel nie prowadzi już tam punktu kserograficznego. Przejęła go inna prywatna firma. Od początku nowego roku akademickiego w bibliotece działa drugi punkt, prowadzony przez Fundację UMCS. Odbitka jednej strony A4 w obu tych miejscach kosztuje 12 groszy.
To jednak nie koniec ścigania kserograficznych monopolistów. Lubelski UOKiK właśnie wszczął postępowania wyjaśniające dotyczące działalności punktów ksero w dwóch lubelskich sądach. Sprawa jest w toku. (MB)