Kilkaset osób przeszło w corocznym Orszaku Świętego Mikołaja. To już dziewiąta edycja tego wydarzenia.
Są tacy, którzy nie wyobrażają sobie przygotowań do Bożego Narodzenia bez przejścia ulicami Lublina w towarzystwie Świętego Mikołaja. Jak można się było przekonać w niedzielę, takich osób jest całkiem sporo. Już po raz dziewiąty ulicami Lublina przeszedł Orszak Świętego Mikołaja. Jak co roku wyruszył ze wzgórza Czwartek, gdzie znajduje się kościół, któremu patronuje ten święty.
Orszak pobłogosławił metropolita lubelski, arcybiskup Stanisław Budzik. – To był biskup Kościoła, który jest dla nas przykładem, abyśmy też ludziom pomagali, nie szukając żadnych interesów własnych, żadnej sławy, tylko po to, aby spełnić pierwsze i najważniejsze przykazanie: miłości Boga i bliźniego. W nim mieszczą się wszystkie inne przykazania – przypomniał arcybiskup.
Święty Mikołaj
Był biskupem Miry (270-343 r.), pomagał chorym, potrzebującym, dzieciom, którym dodatkowo wręczał upominki. Legenda głosi, że kiedyś biedny człowiek nie był w stanie zapewnić posagu swoim trzem córkom i wówczas duchowny podrzucił mu w nocy pieniądze. Inna wersja tej opowieści głosi, że Mikołaj pieniądze wrzucił przez komin. Jeszcze inna wersja wskazuje, że święty uratował przed śmiercią trzech drobnych złodziejaszków, wypraszając u cesarza Konstantyna I Wielkiego władcy Konstantynopola darowanie życia.
Święty Mikołaj został kanonizowany w IX wieku. 6 grudnia to rocznica jego śmierci.
Święty Mikołaj – tak jak legenda o nim – ma kilka wersji. W Kościele przedstawiany jest jako biskup z pastorałem w ręce.
Z kolei Skandynawowie i Holendrzy nazywali go niegdyś Sinterklaa i wierzyli, że przybywa on na białym koniu.
Kiedy w XIX wieku Holendrzy kolonizowali Amerykę ta wersja uległa zmianie. Washington Irwing w 1809 roku napisał satyryczny artykuł o Sinterklaasie i przedstawił Mikołaja jako nordyckiego krasnoluda, który porzucił biskupi strój i przywdział krótkie flamandzkie spodnie. Założył na głowę kapelusz z szerokim rondem, a w ustach ćmił fajkę. Nocami biegał po dachach i przez kominy do domów wrzucał prezenty. To połączenie tradycji różnych narodowości trafiło na podatny grunt i tak właśnie coraz częściej postrzegano świętego.
Imię Sinterklaas się przyjęło, ale dosyć szybko powszechniejsza stała się jego zamerykanizowana wersja - Santaclaus. Wypromował ją William Gilley w wierszu z 1821 rok. Wtedy właśnie święty otrzymał sanie i zaprzęg reniferów.
Na podstawie tego utworu gazeta „Harper’s Weekly” opublikowała ilustrację Niemca Thomasa Nasta, który narysował Mikołaja, a ilustrację podpisał „Santa Claus”.