Prezydencki doradca bez trudu dostał się do archiwum z danymi lublinian. Nie powinien tam wchodzić, bo nie jest etatowym pracownikiem Ratusza.
W poniedziałek do archiwum wszedł prezydencki pełnomocnik Krzysztof Łątka. Drzwi były zamknięte na klucz, którego nie miał. Wybrał więc inną drogę. Wszedł przez pokój archiwistki.
- Nie pytał mnie o zgodę. Nic nie wiedziałem o jego wizycie - mówi Andrzej Szerlak, dyrektor Wydziału Spraw Administracyjnych, któremu podlega archiwum dowodów.
Po Ratuszu krąży plotka, że prezydencki pełnomocnik wertował akta i "szukał haków na niewygodne osoby”. - Jakich haków? - pyta Krzysztof Łątka. - Jako pełnomocnik ds. wdrożenia systemu jakości ISO oglądałem pomieszczenia, które można wykorzystać na siedzibę Biura Obsługi Mieszkańców. Oglądałem ścianki działowe, a nie akta. Byłem tam może 20 sekund.
Napis przy drzwiach archiwum informuje: "Niezatrudnionym wstęp wzbroniony”. - Pan Krzysztof nie jest etatowym pracownikiem Urzędu Miasta - potwierdza Mirosław Kalinowski z Biura Prasowego Ratusza. Prezydencki doradca pracuje na umowę zlecenie.
- Pan Łątka nie jest uprawniony do wejścia do archiwum - stwierdza Szerlak. I przyznaje, że o tej wizycie nie powiadomił przełożonego, czyli prezydenta.
- Do zajmowania się sprawami wewnątrz urzędu upoważniony jestem na podstawie prezydenckiego zarządzenia, które ustanawia mnie pełnomocnikiem ds. wdrażania ISO - odpowiada Łątka.
- Krzysztof Łątka nie ma moich pełnomocnictw upoważniających do wglądu w akta osobowe. Ani pisemnych, ani ustnych. Muszę zakładać, że nie zrobił tego, co mu się zarzuca, i że cała sprawa to jakieś nieporozumienie - pisze Adam Wasilewski, prezydent Lublina w oświadczeniu dla mediów. - Niemniej jestem w tej chwili przed rozmową z p. Łątką. Poproszę go o wyjaśnienia i uczulę, żeby pracował tak, by więcej nie było cienia powodu do jakichkolwiek wątpliwości.