Jak dojedziemy do pracy? Kto będzie się zajmował naszymi dziećmi, a kto będzie nas leczył? O tym wszystkim decyduje samorząd – rozmowa z dr hab. Robertem Szwedem, Kierownikiem Katedry Kultury Medialnej na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim
Spotkałam się z taką tezą, że wybory samorządowe są jednymi z najważniejszych wyborów dla Polaków. Czy zgodzi się Pan z tym?
– Zdecydowanie każde wybory są ważne na swój sposób, bo one odnoszą się do różnych poziomów, decydowania o naszych wspólnych pieniądzach i o kierunku, w którym Polska będzie zmierzać. Akurat wybory samorządowe decydują o tym, co jest najważniejsze w życiu przeciętnego Polaka, ponieważ odnoszą się do tego otoczenia w którym żyjemy.
One mówią o tym, jak będzie wyglądała przestrzeń wokół nas, jak będziemy dojeżdżać do pracy, kto będzie się zajmował naszym dziećmi, jak będziemy się leczyć. A więc są to te wszystkie decyzje podejmowane na tym najniższym poziomie.
Jak to wygląda w praktyce? Co samorząd rzeczywiście może zmienić w naszym codziennym życiu?
– A więc na tych poziomach lokalnych, począwszy od rady gminy, aż do sejmików wojewódzkich podejmowane są kluczowe decyzje w kilku podstawowych obszarach. Po pierwsze to jest komunikacja. Po drugie to są muzea, teatry, domy kultur, biblioteki. Po trzecie to jest opieka szkolna i przedszkolna, a więc pamiętajmy, że szkoły są zarządzane przez samorządy lokalne. Podobnie jest z większością szpitali. O pieniądzach z Unii Europejskiej również decydują sejmiki wojewódzkie. A zatem jeśli zastanowimy się nad tym, czego dotyczą wybory samorządowe, to dotyczą tego wszystkiego, o czym zwykle myślimy, mówiąc, jak w naszym kraju się żyje, jak się funkcjonuje.
Mamy podział na te różne poziomy samorządu. Czy gmina jako najmniejsza jednostka jest aż tak decyzyjna?
– Na każdym poziomie samorządowym są zadania własne i są zadania zlecone. Tak system w Polsce się układa. Szkodą pewną jest, że zdecydowana większość zadań, które wykonują samorządy, to są zadania zlecone. Tak samo jest na poziomie rady gminy. Natomiast zawsze w dyspozycji pozostają środki, które decydują o kształcie naszego otoczenia. Czy tam będzie plac zabaw? Czy będzie nowa droga? Albo co będziemy remontowali i w co zainwestujemy – o tym zadecydują radni.
Niestety, kompetencje na przykład pomiędzy samorządami wojewódzkimi a powiatami się nieco mieszają. Niektórzy teoretycy samorządu sugerują, że należałoby dokonać reformy tak, aby te kompetencje były bardziej klarowne nie tylko dla samych decydentów, ale i dla obywateli.
Na każdym z poziomów samorządu, pieniądze i zasoby są nieco inne. Te na poziomie rady gminy możemy dostrzec w cudzysłowie, rozglądając się wokół nas, wokół miejsca w którym żyjemy.
Wybory samorządowe są też o tyle ciekawe, że na karcie do głosowania możemy zobaczyć np. nazwisko swojego sąsiada. Czy wybierając samorząd, kierujemy się bardziej preferencjami politycznymi, czy może zaangażowaniem kandydata w lokalne środowisko?
– Na różnych poziomach wybierania samorządu bierzemy pod uwagę nieco inne kryteria. W tych najmniejszych jednostkach, czyli rada gminy np., zwracamy uwagę na to, co jest podejmowane w naszej naprawdę najbliższej okolicy. Tutaj liczy się, jak poszczególne osoby zwracają uwagę na najbliższe otoczenie.
Oczywiście możemy przyjąć jakieś inne kryteria. Mogą to być kryteria emocjonalne albo kryteria szyldów partyjnych, ale na poziomie rady gminy one zdecydowanie mają najmniejsze znaczenie. Natomiast im idziemy wyżej, kończąc na sejmikach wojewódzkich, tym większą rolę odgrywają szyldy, pod którymi występują politycy. Czasem są to mocni kandydaci, rozpoznawalni, cenieni i to raczej ugrupowania polityczne próbują się do nich zbliżyć. To są wybory, które dotyczą całego województwa, a więc taki kandydat też musi być rozpoznawalny nie tylko na naszym lokalnym terenie, ale on jest wybieramy na poziomie całego województwa, czyli od Białej Podlaskiej, aż do Janowa Lubelskiego, a więc takie osoby muszą mieć już większą rozpoznawalność i troszkę inną markę. Natomiast bez względu na wszystko to powinny być osoby powiązane z lokalnym środowiskiem, z niego wyrastać i to środowisko reprezentować. Tzw. spadochroniarze znani z wyborów ogólnopolskich, nie są tu mile widziani, albo wprost ponoszą porażkę, a więc takie osoby niezwykle trudno przeforsować. Dlatego zasoby regionów są tutaj znacznie ważniejsze niż szyldy partyjne.
W październiku zaskoczyła wszystkich wysoka frekwencja wyborcza. Czy myśli Pan, że to się powtórzy? A może będzie wręcz odwrotnie?
– Wybory samorządowe powinny przyciągać większą uwagę i być bardziej doceniane, niż jak to wygląda dotychczas. Natomiast wydaje się, że po tej fali wyborów parlamentarnych ciągle znaczna część społeczeństwa jest poruszona tą zmianą, którą zaobserwowaliśmy po 8 latach rządów poprzedniej koalicji. Zapewne znaczna część Polek i Polaków do tych wyborów pójdzie. Czy ten sukces frekwencyjny zostanie powtórzony? No chciałbym, żeby tak było, ale nie sądzę, że to się uda.
To co w powszechnej świadomości poprzez różnego rodzaju media do nas dociera, to są głównie informacje z kraju. O tym, kto jakimi pieniędzmi dysponuje na poziomie ogólnopolskim, decyduje też o widoczności tej kampanii. Te kampanie ogólnopolskie wydają się w większym stopniu poruszać emocje. Natomiast ta samorządowa odwołuje się w większym stopniu do rozumu. Choć może to brzmieć paradoksalnie, ponieważ odnosi się do tego, co jest dla przeciętnych obywateli najważniejsze. A więc te sprawy na poziomie ogólnopolskim, np. dyskusje światopoglądowe są dla nas wszystkich ważne – w tym kontekście się obracamy. Natomiast to naprawdę ma mniejsze znaczenie w codziennym życiu obywateli. Wobec tego odwołujemy się do rozumu, który nie mobilizuje nas tak mocno jak wybory parlamentarne, czy prezydenckie.
Poza tym te wybory wydają się mimo wszystko najbardziej skomplikowane…
– Tak, dostajemy kilka kart do głosowania, one też wymagają pewnego rozpoznania lokalnych kandydatów, a zauważmy, że ta kampania jest niezwykle krótka.
Te wybory wymagają podjęcia decyzji na każdym z poziomów. Musimy się zastanowić, kto byłby najlepszym kandydatem. Na pewno są to wybory bardziej wymagające dla przeciętnego obywatela i dlatego też część osób, która się tym nie interesuje się, mówi, że na wybory nie pójdzie. Miejmy jednak nadzieję, że frekwencja przekroczy 50%.
W tym roku świętujemy 25 lat samorządu w Polsce. Czy według Pana dużo się przez ten czas zmieniło?
– Samorząd zmienił się w tym sensie, że samorządowcy zdają sobie sprawę z tego, jak mogą wpłynąć na otoczenie. To była na pewno jedna z najważniejszych reform. Zgodnie z zasadą pomocniczości to znaczy taką, że na tym poziomie lokalnym mieszkańcy i samorządowcy najlepiej wiedzą, jak wydawać te pieniądze i dzięki temu na przykład decyzje o tym, że należy zbudować jakieś lokalne przedszkole albo właśnie plac zabaw, podejmowane są przez samorządy.
Natomiast w czasach słusznie minionych decydowała o tym Rada Państwa. Na pewno można się cieszyć ze zmian, ponieważ samorządy odgrywają ważną rolę w świadomości obywateli. Ale tu są też ciągłe dyskusje o tym, kto powinien, jakie decyzje zajmować i jakimi pieniędzmi dysponować. Władza samorządowa mimo wszystko jest podporządkowana parlamentowi. Odbiera się samorządom niestety decydowanie w różnych sprawach, np. decydując o wysokości podatków lokalnych. Mam tu na myśli Polski Ład, przy którym zabrano znaczne środki samorządom, poprzez obniżenie pobieranych składek. Te pieniądze miały być zwrócone przez rząd, ale nie zostały przekazane w takich wysokościach, które by pokrywały koszty. To są napięcia pomiędzy tym co się dzieje na poziomie Warszawy i Parlamentu, a tym co się dzieje w małych gminach.