- Zawsze chciałam stworzyć kolekcję, która jest czymś więcej niż ciuchy – mówi pomysłodawczyni ubrań, które są osobistymi wypowiedziami autorek zaproszonych do ich stworzenia. Ktoś powie, co to jest uszyć sześć sztuk damskiej odzieży. A jeśli to sześć kawałków czyjegoś życia?
W pomieszczeniach lubelskiej hali Globus od niedawna działa Spilno, przestrzeń wspólna dla Polaków i Ukraińców. W weekend, w jednej z sal był pokaz mody. Nie było wybiegu i modelek, ale były projektantki.
Publiczność zobaczyła efekty półrocznej pracy ośmiu kobiet – dwóch organizatorek przedsięwzięcia i sześciu uczestniczek. Większość z nich w ogóle nie miała doświadczenia krawieckiego, albo niewielkie. Tak niewielkie, jak w przypadku jednej z kobiet, mogą być wskazówki dawane przez babcię małej dziewczynce. W rezultacie nauki, projektowania, krojenia, szycia i prucia powstały: płaszcz, kamizelka, kombinezony, spodnie i bluzka.
- „POP struktura” miała być kolekcją inspirowaną popkulturą, zmianami społecznymi, zmianami socjologicznymi i zjawiskami, które dzieją się na świecie w ostatnim czasie. Postanowiłam nie robić tego sama, choć teraz myślę, że byłoby najprostsze. Ale cały sens tej zabawy jest w tym, żeby zrobić to razem – mówi Marta Sienkiewicz, która z założenia chciała: pracować z kobietami, szyć i zrobić to w taki sposób, żeby miało głębsze znaczenie.
Jak sama opowiada, tekstyliami zajmuje się od kilkunastu lat. Przez kilka prowadziła swoją markę odzieżową, nadal na lubelskich Bronowicach ma pracownię. Teraz uczy szyć ale też jak odpowiedzialnie i mądrze kupować ubrania. A także, co jest jej ulubionym tematem, jak się ich pozbywać. Myślała żeby zrobić instalację, która by wisiała, ale uczestniczki projektu chciały więcej.
– Podeszły do tematu bardziej ambitnie i uszyłyśmy ciuchy, które można nosić. Co było utrudnieniem, bo trzeba je było tak skroić, dopasować, wymierzyć i dobrać materiały żeby były do używania i prania – dodaje Marta Sienkiewicz, której w realizacji „POP struktury” pomagała Marta Zbańska.
A więc wojna
- Chciałam uszyć strój najbardziej podobny do wojskowego ale używając kolorów polskich i ukraińskich, bo Polska jest dużym wsparciem dla Ukrainy. Kombinezon kojarzy się z czymś, co można szybko założyć, tak jak na wojnie, nie trzeba się zastanawiać w co się ubrać – mówi pochodząca z Ukrainy Diana Slobodianiuk, która przyznaje, że w jej przypadku więcej było prucia niż szycia, dopiero uczyła się szyć, o wielu rzeczach nie miała pojęcia, jak na przykład o istnieniu karczka biodrowego.
Na bogato haftowaną bluzkę i równie ozdobione haftem bojówki zdecydowała się Ukrainka Ivanna Kitliaruk. – Inspiracją dla mnie była wolność i zjednoczenie. Po 24 lutego zobaczyłam inaczej Ukrainę, która się zjednoczyła, żeby walczyć. Dużo kobiet poszło na wojnę rezygnując z obcasów i strojów. Chciałam pokazać moc kobiety, która nadal ma być piękna i spełniać jakieś oczekiwania a jednocześnie ma być silna i sobie radzić – tłumaczy autorka ubioru wykonanego ręcznie w każdym detalu, łącznie z tkanym pasem i strojnym wiankiem. – Chciałam połączyć dobro ze złem, które ze sobą graniczą. Ja tu mam dobre warunki, niedaleko jest wojna, moi dwaj bracia walczą – dodaje.
Moda do jazdy
Kolejne dwa kombinezony, które powstały podczas półrocznego procesu są ubraniami przyszłości. Ich twórczynie, Polka Aleksandra Rutkowska i Ukrainka Anita Krylova chcą je wykorzystać do zaplanowanego, wspólnego działania.
- Całe moje życie jest związane z końmi, konie to moja miłość. Zawsze szukałam jakiegoś pomysłu na strój do jazdy i pokazywania efektów szkolenia. Kiedy Ola powiedziała mi, że jest taki projekt, pomyślałam, że to coś czego od zawsze potrzebowałam – mówi Anita Krylova, która po wybuchu wojny uciekła do Polski z jedenastoma końmi. I chce z nimi tu zostać.
- Anita osiedliła się w mojej miejscowości, założyłyśmy polsko-ukraińską fundację która będzie działała na rzecz jej zwierząt. Te konie nie są do jazdy sportowej, nie ścigają się, one wchodzą w relację z człowiekiem, powstają przedstawienia z ich udziałem ale nie mają nic wspólnego z cyrkiem – dodaje Aleksandra Rutkowska, która dzięki tej znajomości uczy się jeździć konno.
Oba kostiumy będą wykorzystywane w kontekście pracy z końmi. – Chciałam je tak pokazać ale Marta nie pozwoliła przyprowadzić tu koni – żartowała Ukrainka, której po chwili łamał się głos, gdy dziękowała Polakom za pomoc i wsparcie jakiego udzielają jej rodakom.
Coś ciepłego, coś groźnego
Na spacer z psem. Takie zastosowanie może mieć kombinezon uszyty przez Olę Korolczuk. – Bardzo trudno się szyło ale musiała być tkanina przypominająca koc. Wydarzeniem, które było dla mnie inspiracją był covid. Czas, kiedy byliśmy zamknięci w domach, przez dwa, trzy tygodnie nikt nie wychodził, wszyscy się nawzajem obserwowali, nie wiedząc co się dzieje. Wszystko było pozamykane, tęskniliśmy do spotkań, imprez. Siedzieliśmy owinięci w koce i oglądali Netfliksa – wspomina projektantka, która stworzyła kocowaty ubiór skrywający użytkownika. Kombinezon ozdobiła dyskretnie a na plecach umieściła aplikację w kształcie ludzkiego oka, ślad sąsiedzkiej inwigilacji w czasie pandemii.
- Nabrałam wielkiej pokory do krawiectwa, nie wiedziałam, że tyle czasu może zająć samo wszywanie suwaka. Zaczęłam szyć niedawno, to najbardziej skomplikowany projekt jaki miałam okazję wykonać, przy 30. elemencie, który trzeba było oddzielnie wykończyć przestałam je liczyć – mówi Agata Wytrzyszczewska, która uszyła obszerny czarny płaszcz przeciwdeszczowy z wielkim kapturem kostuchy skrywającym całą twarz. Do niego jest kamizelka na którą naszyła kilkaset cekin. – Rybę pochłania śmierć – wyjaśnia ideę pomysłu na ubiór, który jest niczym requiem dla Odry. – Przypominam w ten sposób o tej tragedii, bo sprawa ucichła, wszyscy już o tym zapomnieli – dodaje autorka płaszcza z wodoodpornej tkaniny z dodatkami z materiału na stroje płetwonurków. Kamizelka z rybią łuską może być noszona oddzielnie.
„POP struktura” powstała w ramach stypendium prezydenta Lublina, uczestniczki brały udział gratis. Teraz przed nimi sesja zdjęciowa w ubraniach, które w nowym roku będą jeszcze eksponowane.