Miłośnicy sportów motorowych grożą, że wyjadą na ulice i zablokują miasto, jeśli prezydent Krzysztof Żuk nie podejmie z nimi rozmów na temat budowy toru wyścigowego
Jak przyznał Grzelak, sam jest trochę zaskoczony takim odzewem, bo akcję utworzył w ubiegły piątek. - I widzi pan, w ciągu dwóch dni zapisało się tak dużo ludzi. To oznacza, że ta sprawa nie dotyczy garstki zapaleńców, a wielu osób, które chętnie przychodziły na Zemborzycką pojeździć czy pooglądać zawody - dodaje.
Tor przy ul. Zemborzyckiej jest zamknięty od 1 stycznia. Teren ten dzierżawił lubelski klub Moto-Sekcja, ale właściciel działki (jeden z deweloperów) wypowiedział umowę i od nowego roku zamknął obiekt. Nikt nie może tam wjeżdżać, przed bramą wykopano głęboki dół. Prawdopodobnie w miejsce toru powstaną bloki mieszkalne.
- To było miejsce, gdzie mogliśmy się bezpiecznie wyszaleć, ścigać się i doskonalić swoje umiejętności jazdy samochodem czy motocyklem. Teraz zostaliśmy wypchnięci na ulice - dodaje Maciej Grzelak.
Miłośnicy sportów motorowych chcą, by po zlikwidowaniu toru przy ul. Zemborzyckiej miasto zorganizowało dla nich nowe miejsce. - Przed wyborami prezydent obiecał nam nowy tor, ale obietnicy nie dotrzymał - mówi Grzelak.
Beata Krzyżanowska, rzeczniczka prezydenta, tłumaczy, że budowa toru nie należy do zadań miasta. - Ale prezydent w porozumieniu z wójtem Lubartowa wskazał możliwość lokalizacji nowego toru koło Lubartowa, na terenach po dawnej kopalni piasku. Propozycja ta jest znana przedstawicielom sportu motorowego w Lublinie - wyjaśnia.
Maciej Grzelak nie zamierza jednak odpuszczać. - Dzisiaj albo jutro złożymy do Ratusza wniosek o zgodę na protest. Nie zależy nam na tym, żeby blokować drogi, ale jeżeli prezydent nie będzie chciał z nami w ogóle rozmawiać, wtedy wyjedziemy na ulice. Będziemy robić to cyklicznie - zapowiada.
- Jeżeli padnie propozycja spotkania się, to prezydent z pewnością na nią odpowie - kończy Beata Krzyżanowska.