Rozmowa z Pawłem Falickim, przedsiębiorcą ze Świdnika
- Oczywiście, że wierzę, bo gdybym nie wierzył, to sam już od dawna nie przeciwstawiałbym się temu. Cieszę się, że zyskałem w tej kwestii partnera i sojusznika - Janusza Palikota: partnera o większych możliwościach niż ja mam. Spodobała mi się już pierwsza jego deklaracja, że w sprawach komisji nie będzie kontaktował się z rządem. Bo rząd to przecież też urzędnicy, trudno więc zakładać, że będą mieli wolę redukowania własnych urzędów.
• Pan już dawno wypowiedział swoją prywatną wojnę urzędnikom.
- Nie wypowiedziałem żadnej wojny. Ja chcę tylko żyć w normalnym kraju. Dlatego staram się cywilizować urzędy. I parę małych bitew udało mi się wygrać.
• W jakich sprawach?
- Przekonałem na przykład urząd celny, że przedsiębiorca nie musi przenosić raz złożonych dokumentów z pokoju do pokoju w urzędzie. Wystarczy, że wskaże, gdzie się one znajdują. To trwało pół roku, bo urzędnicy niechętnie przyznają się do porażki, ale udało się. Teraz spieram się z Izbą Skarbową w Lublinie o zasady księgowania wydatków. Kwota sporu jest znikoma w stosunku do wagi całej sprawy. Nie chodzi więc o pieniądze, tylko o zasadę.
• Robi pan to dla idei?
- Na początku robiłem to dla siebie, z egoizmu. Ale jak widzę, co się dzieje w urzędach, ten strach przed zwierzchnikami zamiast służby obywatelom,
to nie mogę tego tak zostawić. Trzeba skończyć z tym bezsensem.
• A nie boi się pan zadrzeć z urzędnikami, szczególnie tymi ze skarbówki?
- A żyjemy w państwie prawa, czy urzędników? Jeśli widzę,
że urzędnicy próbują stanowić prawo, to po prostu muszę się temu przeciwstawić.