Prokuratura oskarżyła Cezarego G., który uciekł z więźniarki wiozącej go do aresztu. Kary nie poniesie jego narzeczona i brat, którzy po ucieczce zabrali go autem z Lublina. Namawiali uciekiniera, żeby zgłosił się na policję.
Na pierwszym przesłuchaniu po schwytaniu Cezary G. tłumaczył, że dostał się na dworzec, po czym autobusem pojechał do Ryk. Okazało się, że kłamie. Uciekinier zadzwonił ze sklepu po narzeczoną, która wraz z jego bratem przyjechali po niego do Lublina.
W rozmowie telefonicznej Cezary G. nie powiedział, że uciekł z policyjnego wozu. Przyznał się do tego dopiero później. Dziewczyna i brat zaczęli go namawiać, żeby zgłosił się na policję. Cezary G. nie zgodził się. Wpadł następnego dnia w Rykach, gdy wychodził ze sklepu.
Cezary G. zadeklarował, że chce dobrowolnie poddać się karze i trafić do więzienia na kolejne osiem miesięcy. Odsiadka za poprzednie sprawy kończy mu się dopiero w 2014 roku. Są wśród nich m.in. dwie ucieczki z pomieszczeń komisariatu i sądu.
Prokuratura prowadzi jeszcze śledztwo dotyczące policjantów, którzy konwojowali uciekiniera. Kilkanaście minut przed ucieczką wysiedli z więźniarki w centrum Lublina, bo uznali, że skończyli już służbę. Za kilka tygodni zapadnie decyzja czy będą pociągnięci do odpowiedzialności.
er