Środa: około godz. 17. Na parkingu przy ul. Osmolickiej z grupką osób stoi Marcin Dąbski, właśnie skończył biegać i ma zamiar wrócić do domu. – To był czysty przypadek, że się tam znalazłem. Zazwyczaj biegam wokół całego zalewu. Mogłem być w zupełnie innym miejscu. Zauważyłem dziwnie zachowującego się kierowcę. Ruszał gwałtownie do przodu i do tyłu, „piłował” samochód, jakby chciał zarżnąć silnik. Ale nie wtrącałem się. Nie moja sprawa – opowiada.
Mieszkaniec Lublina, który uratował mężczyznę tonącego w samochodzie nad Zalewem Zemborzyckim, opowiada Dziennikowi Wschodniemu o okolicznościach tego niecodziennego zdarzenia.