O wyłudzenie 17 tys. zł podejrzewa prokuratura Jacka Szczota, byłego ministra w rządze Jarosława Kaczyńskiego. Szczot, dziś pracownik wydziału prawa KUL, uważa, że padł ofiarą prowokacji.
Prokuratura zaczęła śledztwo po artykule w "Gazecie Wyborczej”. Z tekstu wynikało, że były już minister pobierał dopłaty unijne z Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Wraz ze wspólnikiem był właścicielem 166-hektarowego gospodarstwa w gminie Gościeradów. Tymczasem ziemię uprawiał jeden z miejscowych rolników. Twierdził, że gospodarstwo od polityka dzierżawił. I liczył na dopłaty.
Prokuratura nie wypowiedziała się jeszcze czy Szczot pobierał dopłaty legalnie. Skupiła się na kwestii bonów na paliwo. Polityk potwierdza, że je odebrał, bo prowadził działalność rolniczą. - Zawiozłem paliwo rolnikowi, który był wynajmowany do robót polowych - przekonuje. - On je wlał do swoich maszyn, które pracowały na moim polu. Teraz się okazuje, że nic w gospodarstwie nie robiłem.
Tekst w GW ukazał się kilka dni przed wyborami do parlamentu, w których Szczot startował. Polityk twierdzi, że to nie przypadek. Przypomina też, że przed kilku laty negatywnie wypowiadał się w prasie o ważnym lubelskim prokuratorze. - Wielu osobom zależało, żeby mnie na czymkolwiek przyłapać - uważa.
Prokuratura kazała wpłacić Szczotowi 3 tys. zł poręczenia majątkowego. Nie wiadomo kiedy skończy się główny wątek śledztwa, dotyczący unijnych dopłat.