Pasażerowie korzystający z przystanku obok hali Makro mają nie lada problem. Znajduje się on na wysepce między jezdniami.
Problem dotyczy przystanku dla pasażerów zmierzających w kierunku śródmieścia. Przystanek wygląda skromnie: słupek, śmietnik i trochę płyt chodnikowych rzuconych na ziemię. A wszystko to na wąskiej wysepce między jezdniami: z jednej strony biegnie ul. Wylotowa; z drugiej zaś al. Witosa. Tyle, że nie ma żadnej zebry, przez którą można by się na ten przystanek przedostać.
- Jak tu doszedłem? Przez jezdnię, na skos - mówi Zbigniew Chmielnicki, jeden z pasażerów. - Powinni tu zrobić jakieś przejście. A najlepiej przenieść ten przystanek nieco dalej, w stronę nowej kładki - dodaje.
- Codziennie tędy biegam z pracy - mówi Anna Dziura z pobliskiej hali Makro. - I jak pracuję tu osiem lat, to nigdy nie było przejścia dla pieszych. A powinno być, bo tu pracuje dużo ludzi. Na dodatek klientów i pracowników jeszcze przybyło, bo w sąsiedztwie powstał hipermarket. Tu nie jest bezpiecznie. Na szczęście nikt mnie jeszcze nie potrącił. Policja też mnie nie spisała. Ale niektórym kolegom i koleżankom z pracy niestety się nie powiodło i ich drapnęli. Dostali mandaty.
Drogowym bałaganem zdenerwowani są też kierowcy. - Dopóki miasto nie zrobi tu przejścia dla pieszych to będę jechał z duszą na ramieniu, czy mi nagle ktoś nie wyjdzie prosto przed maskę - zżyma się pan Adam. - Teraz ludzie przechodzą jak chcą i gdzie popadnie. Tylko jak mają inaczej się dostać na przystanek?
Magistrat nie umie wyjaśnić, dlaczego nie ma przejścia przez ul. Wylotową. - Musimy najpierw sprawdzić, jak cała sprawa wygląda w dokumentacji i dokładnie przeanalizować organizację ruchu w tym miejscu - stwierdza Mirosław Kalinowski z Urzędu Miasta. - Na pewno przyjrzymy się temu problemowi i w jakiś sposób zostanie on rozwiązany - zapewnia.
Do sprawy powrócimy.