Dzieci miały być bite i przekupywane słodyczami. Sytuacja wyszła na jaw, gdy rodzice wysłali córkę do przedszkola z podsłuchem w ulubionej zabawce. – Okazało się, że płakała przez cały dzień – mówią nasi rozmówcy.
Niespełna 3-letnia córka pana Mateusza do przedszkola poszła w czerwcu. W krótkim czasie zaczęły się dziać niepokojące rzeczy – odpieluchowane dziecko ponownie zaczęło się moczyć, do tego doszły problemy z zasypianiem i wyraźny lęk przed pójściem do nowej placówki.
– Pytała, czy pani Ewa będzie krzyczeć – mówią rodzice. Wyraźny sygnał do reakcji na tę sytuację pojawił się jednak, gdzie dziewczynka wróciła do domu z siniakiem na czole.
– Powiedziała, że to pani ją uderzyła. Pokazywała również, jak to zrobiła – uderzyła ją w policzek, biła po rączkach, no i po głowie – mówi pan Mateusz.
Rodzice odkrywają prawdę
Dwa dni później rodzice zdecydowali o wysłaniu dziecka do przedszkola z podsłuchem. Dyktafon zamontowali w jej ulubionej zabawce, którą 3-latka zabrała ze sobą. To, co usłyszeli po pierwszym dniu nagrań, skłoniło ich do natychmiastowego pójścia na policję.
– Córka płakała z przerwami przez cały dzień, nikt nie reagował. Tylko przedszkolanka podchodziła, pytała się, „dlaczego wyjesz?; przestań wyć”. Córka uspokajała się jedynie wtedy, gdy pani przedszkolanka dała jej cukierki. Tak, cukierki na zmianę ze smoczkiem – mówi pan Mateusz. I jak zauważa: - To tylko jeden dzień, strach pomyśleć, co działo się w pozostałe.
Inni rodzice w swoich dzieciach nie zauważyli większych zmian, ale po interwencji matki dziewczynki zaczęli z nimi rozmawiać.
–Tu się pojawił kolejny problem, bo dzieci na niektóre pytania o przedszkole zaczęły odpowiadać, że to jest tajemnica, że tego nie wolno mówić. Jak już wiemy, ta pani potrafiła siedzieć naprzeciwko dziecka i mówić mu, że cukierki na pewno będą pyszne i ona teraz zje jednego, za chwilę zje jeszcze drugiego, po czym dziecko potrafiło się rozpłakać w takiej sytuacji. To jest ewidentny szantaż – mówią nasi rozmówcy.
To niejedyny przypadek
- Z informacji, które posiadają moi klienci, wynika wprost, że przedszkolanka stosuje przemoc fizyczną oraz psychiczną wobec dzieci pozostających pod jej opieką – twierdzi Paweł Dziubiński, pełnomocnik rodzin.
Rodzice poszkodowanych dzieci zdecydowali się na złożenie pozwu zbiorowego. Sprawa jest prowadzona przez lubelską prokuraturę w kierunku naruszenia nietykalności cielesnej. Opiekunka nie przyznała się jednak do winy.
O sytuacji wie również kuratorium. - Ze względu na charakter sprawy, tj. podejrzenie popełnienia czynu naruszającego prawa i dobro dziecka oraz obowiązków nauczyciela przekazano zgłoszenie do rozpatrzenia rzecznikowi dyscyplinarnemu dla nauczycieli przy Wojewodzie Lubelskim. Rzecznik dyscyplinarny wszczął postępowanie wyjaśniające – mówi Jolanta Misiak z Kuratorium Oświaty w Lublinie.
Powroty do normalności
Na nagraniach, które wykonali rodzice motywem przewodnim wydają się dwie kwestie – krzyki nauczycielki i szelest papierków po cukierkach.
- Po jakimś czasie takiego ładowania słodyczy w naszą córkę, mieliśmy w domu problem, gdy została ona odcięta od cukru. Potrafiła zacząć dzień od płaczu, że chce słodyczy. A my jej dawaliśmy wcześniej ich bardzo mało – mówi pan Mateusz.
Jak się okazuje, inni rodzice już od dawna zgłaszali, żeby nie podawać dzieciom cukierków, jednak władze przedszkolaka najwyraźniej na to nie reagowały. Tak samo, jak teraz okazuje się, że nie miały pojęcia o niewłaściwym zachowaniu swojej pracownicy. Nauczycielka już w placówce nie pracuje, a córka pana Mateusza przestała chodzić do przedszkola.
Lubelskie kuratorium przyznaje, że co jakiś czas dostaje podobne zgłoszenia o przemocy pedagogów wobec podopiecznych. - Biorąc pod uwagę ogólną liczbą placówek nie jest ich wprawdzie wiele, ale nie powinny przecież mieć wcale miejsca takie sytuacje. W tym roku otrzymaliśmy trzy takie zgłoszenia. W dwóch przypadkach sprawy są na etapie postępowania wyjaśniającego przez rzecznika, w przypadku jednego zgłoszenia zarzuty przedstawione w skardze nie zostały potwierdzone – mówi Jolanta Misiak.
Rodzice 3-latki teraz na własną rękę organizują jej czas – zabierają za zajęcia z hipoterapii, dogoterapii, dziewczynka korzysta również z pomocy psychologa.
- Co prawda jej pobyt w tym miejscu nie był długi, ale czeka nas jeszcze sporo pracy, żeby ona to zaufanie do ludzi odzyskała – mówią rodzice. W najbliższym czasie nie planują również wysyłać córki do kolejnego przedszkola.