W nowych autobusach z cudem graniczy zakup biletu w służącym do tego automacie. Urządzenia z reguły są nieczynne i trzeba kupować droższe bilety u kierowców.
Automaty częściej są zepsute niż sprawne. – Kłopoty sprawia 75 proc. tych urządzeń. Jedne całkiem przestają działać, inne nie wydają biletu, a inne reszty – stwierdza Weronika Opasiak, rzecznik Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego, które jest użytkownikiem autobusów.
Większość urządzeń psuje się już po kilku godzinach pracy. Pomaga im zwykle ponowne uruchomienie. Do tego kierowcy nie mają uprawnień i muszą wzywać informatyka z ZTM. – Informatyk cały czas jest w mieście i jeździ od autobusu do autobusu – mówi Jakub Kozak z Zarządu Transportu Miejskiego.
– Często jest tak, że uruchomiony przez niego automat ponownie odmawia pracy po kilku kursach.
Część biletomatów dorobiła się nawet wywieszek z informacją, że są niesprawne. – W przypadku niektórych urządzeń nic nie możemy zrobić – przyznaje Kozak.
Dla pasażerów to spory kłopot, bo w automacie można kupić bilet za 2,40 zł uprawniający do przesiadek w ciągu pół godziny od skasowania. A bilet od kierowcy jest o 40 groszy droższy i nie można się z nim przesiadać. Problem mają też kierowcy, których automaty miały uwolnić od ciągłej sprzedaży biletów.
– Zgłosiliśmy tę sytuację dostawcom autobusów. Jeśli w ciągu kilku dni nie usuną tych usterek, będziemy naliczać im kary – mówi Kozak. – Możliwe, że wystąpimy nawet o wymianę tych urządzeń na inne – dodaje.
Producentem feralnych biletomatów jest niemiecka firma Elgeba, w Polsce dystrybuuje je mielecka spółka R&G, ale kary mogą zapłacić dostawcy autobusów, bo to oni odpowiadają przed ZTM za jakość wozów i ich wyposażenia.
Historia kłopotów
Co ciekawe, ZTM zgodził się na przesunięcie terminów dostawy biletomatów, bo wykonawcy obiecali, że zamontują… nowy, lepszy model automatów. Tymczasem, z nieco starszymi urządzeniami, które MPK zamontowało w swoich 15 nowych trolejbusach, nie ma problemów. Działają jak powinny.