Hasłem tegorocznego festiwalu jest „uformowanie”, rozumiane jako poszukiwanie nowych form i sensów dla miejskiej tkanki. Oto kilka propozycji, których szkoda by było przegapić.
To zestawienie ma charakter subiektywny i wybiórczy. Nie będzie w nim kolorowych schodów Leona Tarasewicza ani pnącego się po kamienicy niemowlaka Davida Černego. Będą za to perełki, które tak się dopasowały do przestrzeni, że moglibyście je przeoczyć. To prace nieoczywiste, dyskretne, za to silne w wymowie.
Czego nie widać
Rzeźby Sofie Muller są wieloznaczne, wyraziste i wprawiają w rodzaj zagubienia dzięki balansowaniu między tym, co widoczne, a tym, co ukryte. Jej prace, często obarczone traumą, stają się fizycznym wehikułem dla treści emocjonalnych i mentalnych. „Akt wiary, gra w klasy” przedstawia dziewczynkę, a raczej jej fragment – zabieg charakterystyczny dla artystki – oddającą się podwórkowej zabawie. Przy czym, co szczególnie uderzające, pole do gry w klasy łudząco przypomina kształt kościelnej posadzki. Praca umieszczona w kapliczce u oo. Dominikanów tworzy wspólną przestrzeń dla tego, co sakralne i zwyczajne, codzienne.
Ta subtelna realizacja, częściowo schowana przed wzrokiem, jak ulał pasuje do otoczenia, a jednocześnie pozostawia labirynt niedopowiedzeń. Obarczona niewidzialną wewnętrzną blizną, niedoskonałością, jak wiele prac Muller, przepołowiona dziewczynka odsłania skomplikowaną relację między tym, co znajduje się na powierzchni, a tym co nieuświadomione.
Sofie Muller, „Akt wiary, gra w klasy”, ul. Złota 9.
To nie była zabawa
Ślizgawka i stojący obok niej samochodzik, ustawione przy placu zabaw na pl. Kaczyńskiego na pierwszy rzut oka nie przykuwają niczym uwagi. Jeśli jednak przyjrzymy się im z bliska, dostrzeżemy ślady kul. Obiekty pochodzą z Irpienia w Ukrainie i nie pozwalają zapomnieć o tym, co się dzieje za progiem.
Instalacja Ukrainian Slide Project ma charakter dokumentu, materialnego śladu pamięci, który wpisany w niewinny kontekst placu zabaw poruszająco ukazuje, jak dziecięca beztroska została zdeptana. Jest autentycznym zapisem przesiąkniętej okrucieństwami wojny codzienności, która nie oszczędza nikogo i niczego. Realizacja o interwencyjnym charakterze nie narzuca się swoją obecnością, a jednocześnie stanowi wyrazisty gest w imię solidarności z ofiarami rosyjskiej napaści na Ukrainę.
Ukrainian Slide Project, „Ślizgawka”, pl. Kaczyńskiego.
Ptaki i zapach świerków
Co powiecie na kawałek lasu w sercu Starego Miasta? Ten Wojciecha Radtke jest ukryty w jednym z okien ulicy Archidiakońskiej. Instalacja jest częścią cyklu „Świadomość włączona/wyłączona” o ekologicznej wymowie. Artysta porusza w nim problem zaburzenia proporcji w relacjach człowieka z otaczającym go światem, co przekłada się na takie wątki, jak: głód i nadprodukcja, eksploatacja naturalnych zasobów czy hodowle przemysłowe.
Przez specjalny wizjer patrzymy na symboliczne drzewa, słychać śpiew ptaków, a nawet czuć świeży, świerkowo-żywiczny zapach. Tego niezwykle kojącego zmysły doświadczenia można zaznać w miejscu, gdzie przyrody jest jak na lekarstwo. Włączanie świadomości odbywa się w sposób niezwykle uważny, przemyślany i przyjazny odbiorcom. Jedyny wstrząs, jakiego zaznacie może wynikać z kontrastu między miejskim zgiełkiem a terapeutyczną mocą natury.
Wojciech Radtke, Instalacja z cyklu „Świadomość włączona/wyłączona”, ul. Archidiakońska 3.
Budda albo stary Adam
Jak wyglądał pierwszy człowiek, gdy się postarzał w pozarajskiej, ziemskiej rzeczywistości? Czy miał zmarszczki, czy wyłysiał i nosił sztuczną szczękę, a może dorobił się pokaźnego brzucha?
Tę prostą konstatację, że w powszechnym wyobrażeniu Adam funkcjonuje jako młody mężczyzna wykorzystał Tomasz Krzpiet. Bo to dosyć istotnie odcina tę postać od ludzkiej kondycji, w którą wpisane są przemijanie, starzenie się i brzydnięcie. Artysta przyjmuje zaś te procesy z otwartymi ramionami. Jego „Adam” wzorowany na osobie z rodziny jest pokazany w całej swojej cielesności, a jednocześnie z dużą dozą empatii i czułości, przypomina wręcz popularny posążek Buddy. Ten swoisty hołd dla tego, co świadczy o kruchości, ulotności, a jednocześnie jest szczególnie cenne, został złożony na tyłach Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego Świętej Trójcy w Lublinie. Wśród pomników, które same uległy stopniowej degradacji dokonanej przez czas, niedoskonały, ale bardzo ludzki Adam prezentuje się jakby był tam od zawsze.
Tomasz Krzpiet, „Adam”, ul. Żołnierzy Niepodległej 10.
Srebrne grzyby
Last but not least, w tym zestawieniu musi znaleźć się ściana pokryta grzybami Martyny Jastrzębskiej. I wcale nie dlatego, że autorka jest drugą z dwóch artystek obecnych na festiwalu, lecz dlatego, że jej praca „Ostatnia wspinaczka” jest przemyślana, wieloznaczna, pasująca do otoczenia, a do tego przewrotnie zabawna.
Srebrne formy przypominające huby układają się w kształt ściany wspinaczkowej, zarówno niedostępnej, jak i niepraktycznej. Grzyb na ścianie, idealna metafora dla tego, co niechciane, bądź wyparte, uzyskuje złudną funkcjonalność, będącą czymś w rodzaju rozgrzeszenia za fakt, że się tutaj znalazł. Pasożytnicze organizmy, odpowiednio podświetlone, połyskują jak cenne kamienie, co na moment czyni ich obecność mniej niepożądaną.
Jedna z wielu zaniedbanych ścian czy zagłębie tajemniczych, miejskich klejnotów? Odpowiedź pozostaje otwarta, a praca ta zdaje szczerzyć się w uśmiechu, srebrnym i bardzo lubelskim.
Martyna Jastrzębska, „Ostatnia wspinaczka”, ul. Ewangelicka 6