Stefan Kowalewski jest od poniedziałku komendantem lubelskiej Państwowej Straży Łowieckiej.
Straż łowiecka ściga kłusowników i sprawdza, jak jest chroniona zwierzyna. Może przeszukiwać samochody i mieszkania, nakładać grzywny, prowadzić śledztwa, a nawet używać ostrej broni palnej. Umundurowanymi i uzbrojonymi strażnikami dowodzi komendant powoływany przez wojewodę. Nie jest łatwo zostać strażnikiem (w Lubelskiem jest ich czterech), trzeba m.in. przejść odpowiedni kurs. - Ale Kowalewski nie przeszedł takiego kursu- mówi nasz informator.
Kowalewski przyznaje, że szkolenia wymaganego prawem łowieckim nie zrobił. - Jest rzadko organizowany. Jak będzie ogłoszony, to na niego pójdę - zapewnia komendant.
Drugi zarzut: komendant jest rencistą. Tymczasem od strażnika wymagany jest dobry stan zdrowia. Kowalewski tłumaczy, że przeszedł badania w ośrodku medycyny pracy.
Urząd Wojewódzki przyznaje, że poprzednicy Kowalewskiego obejmując stanowiska też nie mieli kursu. - Ciężko znaleźć osobę, która spełniałaby takie wymagania, kurs trwa półtora miesiąca, musi zebrać się grupa, a my nie chcemy, żeby stanowisko było nieobsadzone -tłumaczy Małgorzata Tatara rzecznik Urzędu Wojewódzkiego.
Dlaczego wojewoda nie poczekała, aż kandydat na szefa straży zrobi kurs? - Pani wojewoda nie była zadowolona z pracy poprzedniego komendanta. Liczy, że jego następca wykaże się bardziej energicznymi działaniami - mówi rzecznik.
Nowy szef Państwowej Straży Łowieckiej zna posłów PSL, twierdzi jednak, że nie miało to wpływu na jego powołanie.
- Od 25 lat jestem myśliwym, pełnię funkcję łowczego w kole przy Komendzie Wojewódzkiej Policji. O powołaniu mnie decydowały tylko względy merytoryczne - zapewnia Kowalewski.