Rozmowa z Łukaszem Długowskim, podróżnikiem, autorem książki "Mikrowyprawy w wielkim mieście". Od kilku dni spływa tratwą po Bugu.
• Nie jest łatwo spływać tratwą po takiej dzikiej rzece?
– Staramy się unikać mielizn. Wygląda to tak, że jak tylko rozpoczynamy spływ rano, to jedna osoba stoi na dziobie i wypatruje tych przeszkód, które mogą nas zatrzymać. Próbujemy je opływać. Ale nie wszystko da się zauważyć. Często się zatrzymujemy. Ostatnio na 10 godzin na tratwie, 4 spędziliśmy wypychając ją z mielizn. To chyba kwestia dni, że rzeka nas zatrzyma i staniemy. Nie wiem, czy dotrzemy do Zalewu Zegrzyńskiego. Wcześniej co prawda tratwą próbowałem jeszcze pływać po Biebrzy. Ale Bug to ostatnia dzika rzeka w Polsce; o takich rozmiarach. I jedna z ostatnich w Europie. Dobrze to było widać na tym odcinku przy granicy z Białorusią. Tam była masa zwalonych drzew. Rzeka bardzo meandruje, sporo jest zakoli. Teraz są one łagodniejsze. Do tego mijaliśmy tarasy zalewowe, starorzecza, gdzie żyje tyle zwierząt. To rzeka która żywi nas na wielu poziomach.
• W jaki sposób?
– Dzika rzeka służy ludziom. My, jako Polacy jeszcze się o tym nie przekonaliśmy, ale inne kraje w Europie, jak Francja czy Włochy, już o tym wiedzą. I tam się rzeki poddaje procesom renaturyzacji , czyli usuwa się sztuczne formy regulacji, na przykład tamy czy betonowe brzegi. Dlaczego? Bo rzeka może pomagać ludziom, osłabia na przykład skutki suszy. Wtedy są mniej intensywne. Zapewnia wyższy poziom wód gruntowych, więc rolnictwo ma niższe koszty uprawy roślin i hodowli zwierząt. Chcemy o tym wszystkim opowiedzieć ludziom. Bo Bug to nie tylko wyjątkowa rzeka pod względem turystycznym, ale ma też praktyczne znaczenie dla ludzi.
• Tymczasem w Polsce plany są w drugą stronę. Rząd chce rzeki regulować.
– Tak, są plany regulacji Odry, Wisły i Warty. Właśnie w tym celu ma powstać kanał żeglugowy wzdłuż Bugu. Rzekami i kanałem miałyby pływać barki z towarami. A przecież mamy gotową infrastrukturę kolejową, aby takie towary przewozić. Nie ma sensu budować nowej i przy okazji niszczyć rzeki, takie jak Bug. Poza tym, koszt budowy takiego kanału jest gigantyczny, bo to ok. 25 mld zł. Niepokoi też to, że Bug nie ma wystarczającej ilości wody, żeby ten kanał zasilić. Potwierdzają to również analizy naukowców z Polskiej Akademii Nauk, które pokazują że ani Bug, ani żadna okoliczna rzeka, nie są w stanie zasilić kanału. Teraz, jak stoimy na mieliźnie, to wody w rzece jest tak do połowy łydki. A kanał powinien mieć głębokość blisko 3 metrów. Nie bardzo więc wiadomo, skąd ta woda miałby być czerpana. Jeżeli dojdzie do próby przepompowywania, to wszystko wyschnie, obniży się poziom wód gruntowych.
• Ludzie nie zdają sobie sprawy, że to będzie ich dotyczyć?
– Ludzie w ogóle o tym nie wiedzą. Jak płyniemy i zatrzymujemy się po wsiach, to 9 na 10 osób nie wie, jakie są plany odnośnie rzek. Dlatego trzeba to nagłaśniać. My skupiamy się na Bugu, ale plan regulacji jest nieracjonalny w odniesieniu do każdej z rzek. Owszem, walczymy żeby zachować rzekę z ładnymi widokami, to też jest cenne, ale najważniejsze jest to żeby nie szkodzić ludziom. Dziwi mnie to, że inwestycje regulacji rzek dotyczyć mają głównie wschodu Polski, gdzie ludzie w dużej mierze żyją z rolnictwa. To tutaj najbardziej ich to uderzy po kieszeniach, najpierw rolników, a później tych, którzy od nich kupują warzywa, owoce czy mięso. To wszystko podrożeje. Bo trzeba będzie nawadniać pola, nawozić uprawy. Z tego powodu, więcej zapłacimy za jedzenie.
• Co mówią ludzie, których spotykacie?
– Rolnik spod Siemiatycz opowiadał, że od dwóch lat musi nawadniać swoje uprawy aronii, a inny z Janowa Podlaskiego opowiadał, że ma łąki wysokie totalnie wyschnięte i nie może wypasać koni. Ale na jego szczęście bobry zbudowały tamę i w ten sposób część jego łąk została zalana i dzisiaj są już zdatne do użytkowania i może tam wyprowadzać zwierzęta. Poza tym, ludzie mówią, że w ich płytszych studniach nie ma wody. Więc wyobraźmy sobie, jak to wszystko się pogłębi, jeżeli powstanie kanał.
• Dlaczego akurat tratwa?
– Dlatego że kiedyś flisacy pływali Bugiem i spławiali drewno aż do Gdańska. Te spływy ustały z końcem I wojny światowej. Zmieniła się sytuacja gospodarcza, rozwinęła się sieć dróg. Ale był też drugi ważny powód, a mianowicie wyrżnięto wówczas wszystkie lasy nad Bugiem i nie bardzo było co spławiać. To jest bardzo ważna lekcja, że z zasobów naturalnych należy oczywiście korzystać, ale robić to w taki sposób aby nie podcinać gałęzi na której się siedzi. A budowa takiego kanału takim czymś będzie.
• Co będzie się działo po spływie?
– We wrześniu chcemy zorganizować takie spotkanie dla ludzi, którzy wspierali budowę tej tratwy finansowo. Razem pod Drohiczynem zbudujemy dzikie ule, czyli barcie. Kiedyś tak hodowano pszczoły. To są wydrążone komory wewnątrz pnia drzewa. Od tego w dużej mierze zaczęło się osadnictwo nad Bugiem. Chcemy tę tradycję przywrócić, żeby na nowo połączyć ludzi z tą rzeką. Tak żeby nie był to tylko ciek wodny, który im przepływa pod domem, ale miejsce z którym są związani i z którego dumni.
Tratwą po Bugu
Mówi że nie jest ekologiem, ale podróżnikiem i ojcem. Ma 11-letniego syna, a córka jest w drodze.
– Po 17 latach w podróży widzę, że to będą dzieci bez przyszłości – przyznaje. Dlaczego? – Wszystkie badania wskazują na to, że fundujemy im świat, w którym sami nie będziemy chcieli żyć. Świat klęsk żywiołowych, brudnej wody, trującej żywności i zanieczyszczonego powietrza. W tej sytuacji, podnoszenie ręki na jedną z ostatnich dzikich rzek w Polsce i Europie, jest jak ścinanie ostatniego drzewa. Nie chcę siedzieć bezczynnie i patrzeć jak politycy odbierają naszym dzieciom szansę na zdrowe i szczęśliwe życie. Chcę temu zapobiec - tak mniej więcej Łukasz Długowski tłumaczy swój spływ tratwą po Bugu. Możemy go znać jako dziennikarza i zapalonego podróżnika od „Mikrowypraw”, o czym pisze na swoim blogu, zachęcając ludzi do niekonwencjonalnego podróżowania. A kilka miesięcy temu został też prezesem fundacji „Dziko”. Wszystko po to, by zwrócić uwagę władz, mediów i społeczeństwa na trudną sytuację Bugu. To także apel o objęcie rzeki ochroną. Ma to związek z zapowiedzią budowy drogi wodnej, która ma połączyć Bałtyk z Morzem Czarnym, a która spowoduje dużą ingerencję w środowisko, zwłaszcza właśnie w regionie rzeki Bug. Niedawno alarmowali o tym naukowcy. E-40, bo tak nazywa się tę drogę wodną, w Polsce miałaby biec wzdłuż Bugu, a następnie Wisłą.
Zwolennicy budowy szlaku podkreślają, że na znaczeniu zyskałaby wówczas żegluga śródlądowa. Ale z opublikowanego niedawno raportu polskich naukowców wynika, że budowa kanału spowodowałaby znaczne straty w przyrodzie i przyczyniłaby się do susz, zwłaszcza w regionie Bugu. A to jedna z ostatnich nieuregulowanych dużych rzek w Europie, o unikatowych walorach przyrodniczych. Kluczową rolę odgrywają cyklicznie zalewane przez rzekę rozległe łąki i lasy łęgowe oraz mokradła. Te coraz rzadsze w Europie siedliska zamieszkuje ponad 100 gatunków motyli i 158 gatunków ptaków lęgowych, w tym liczne rzadkie gatunki chronione oraz zagrożone wyginięciem.
– Plany budowy drogi wodnej E-40 zakładają wybudowanie wzdłuż rzeki sztucznego kanału. W każdym z trzech proponowanych wariantów wywarłby skrajnie niekorzystny wpływ na stosunki wodne w regionie – nie ma wątpliwości Jarosław Krogulec z Koalicji Ratujmy Rzeki, pracownik Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków w Lublinie. Autorzy raportu wskazują, że eksploatacja kanału, a przede wszystkim napełnianie śluz na potrzeby ruchu barek, wymaga pobierania z pobliskich rzek olbrzymich ilości wody (od około 11 do 13,7 metrów sześciennych na sekundę). Tymczasem, według wyliczeń naukowców w Wieprzu, Tyśmienicy, Bystrzycy i Wildze wody na takie przedsięwzięcie jest zbyt mało, nawet gdyby pobierać ją z kilku rzek jednocześnie.
Mała tratwa na wielkiej rzece to nie jedyny pomysł Długowskiego i jego fundacji „Dziko”. Jest jeszcze ambitny cel aby wzdłuż Bugu stworzyć obywatelskie rezerwaty przyrody. – Mają to być prywatne tereny objęte ochroną, które nie będą własnością państwa, ale będą należeć do ludzi. W rezerwatach nie będzie można polować ani wycinać drzew. Będzie za to można się relaksować i prowadzić różne projekty przyrodnicze czy edukacyjne. Kilka pomysłów już jest, m.in. na pierwszym zakupionym terenie zasadzimy 1500 drzew, a wzdłuż Bugu stworzymy sieć dzikich uli – zapowiada Długowski.
• Więcej na mikrowyprawy.com.pl/ostatnia–rzeka