Niejaki Graham Poll, obywatel brytyjski, był do niedawna szczęśliwym człowiekiem. Doceniano go w pracy i powierzano bardzo ważne zadania. Stawiano go za wzór mniej utalentowanym kolegom, za niespełna dwa tygodnie czekało go wielkie wyzwanie: miał sędziować finał mundialu. Niestety, jego kariera legła w gruzach, bo okazało się, że Poll ma problemy z liczeniem w zakresie do trzech
Cyrk na trawie
Cyrk.
I tak jest w co drugim meczu: bramki ze spalonych. Prawidłowe gole nie są uznawane. Nie ma karnych, które powinny być, a są faule, które widział tylko sędzia.
Skoro każdy w telewizorze na powtórce widzi, że faulu nie było, a sędzia dyktuje karnego, to po co nam sędzia? A jeżeli już musi być, to nie można go jakoś wspomóc? Można, a pomysłów nie brakuje: dwóch sędziów głównych. Każdy ma swoją połowę boiska, więc zobaczy więcej. Piłki wyposażone w chip, który sygnalizuje, że piłka przekroczyła linię bramkową. Konsultacje z innym sędzią, który siedzi przed monitorem i w kilka sekund może zobaczyć powtórkę.
Proste? Owszem, tylko że takich zmian nie chcą sędziowie.
Błędy tak, rozmowa nie
– Muszę się poradzić, czy mogę mówić.
– A daj pan spokój...
Dopiero za czwartym razem trafiliśmy na sędziego, który zgodził się na rozmowę. Zaczął ja od tego, że nie może... mówić. – Nie będę komentował konkretnych przypadków – mówi Tomasz Mikulski, na co dzień internista z Lublina, ale też sędzia międzynarodowy z 20-letnim stażem. – Bo nie mogę: regulamin FIFA zabrania komentowania decyzji innych sędziów.
Własnych zresztą też, więc Poll nigdy się nie wytłumaczy z tych trzech żółtych kartek.
Mikulski mówi, że sam nigdy tylu jednemu piłkarzowi nie pokazał. Ale broni sędziów. – Bo mamy dodatkowe emocje. Czasami w sensie sportowym jest nuda, a tu nagle zaczyna się dziać. Emocje, adrenalina i napięcie.
To po co grać?!
– Owszem, są propozycje zmian w przepisach, ale jestem im przeciwny. Nawet najlepsze powtórki nie zawsze wszystko wyjaśnią – dodaje Mikulski. – A z nowymi technologiami też jest kłopot. Bo wymagają specjalnych piłek, bramek, fotokomórek. A sędziowanie musi być identyczne na każdym poziomie. A nie wyobrażam sobie, by na takie gadżety było stać okręgowe ligi.
To może od razu lepiej losować wynik meczu, zamiast przez półtorej godziny czekać, aż arbiter coś wymyśli?
– Sędziowskich błędów wcale nie ma więcej niż kiedyś – odpiera zarzuty Mikulski. – Jest za to lepsza technika, która pozwala je zobaczyć: kamery, powtórki, itd. Ale przyznaję, że choć oglądałem większość ostatnich spotkań, to nie widzę murowanego faworyta do sędziowania finału. Nie ma kogoś takiego jak Pier Luigi Colina.
Włoski arbiter o twarzy kosmity był jeszcze niedawno gwiazdą nie
mniejszą niż Ronaldinho. Sędziował najważniejsze mecze i mylił się niezwykle rzadko. I co najważniejsze: miał respekt wśród piłkarzy. – Sędzia musi być stanowczy albo chociaż sprawiać takie wrażenie. Piłkarze próbują podważyć jego autorytet; wybić go z rytmu. Biorą go na litość, obrzucają wyzwiskami, oszukują. Różne są sposoby... I tu pomaga też doświadczenie.
Komu kartka?
Wtedy Szwed wyjął czerwoną kartkę i... jeden z Nigeryjczyków spuścił głowę.
Miał szczęście, bo inaczej komu by tę kartkę dał?