Pijany mieszkaniec Kąkolewnicy postanowił wypróbować auto na placu w centrum Radzynia Podlaskiego. Nie wiedział, że wjechał na parking przed komendą policji... Nawet w kronikach policyjnych nie zawsze jest tylko na poważnie. Informacje o niektórych zdarzeniach śmieszą bardziej niż niejeden dowcip.
O kulach na komisariat
Przechodząc przez wybity otwór pocięli sobie ręce i nogi o wystające kawałki szkła. Zdążyli jeszcze zabrać ze sklepu alkohol i papierosy warte ponad 600 zł. Rany okazał się na poważne. Poszli na pogotowie. Lekarzowi powiedzieli, że ktoś ich napadł i pociął nożem. Ratownik medyczny opowiedział o tym policjantom, którzy skojarzyli to ze śladami krwi znalezionymi na miejscu włamania oddalonym od pogotowia zaledwie o 300 metrów. Poruszający się jeszcze o kulach, złodzieje zaraz po wypisaniu ze szpitala trafili na komisariat. Tłumaczyli, że pokaleczyli się, bo mieli na sobie krótkie spodenki.
Wpadli przez delfina
Ciężkie krzesło
Podobnie wpadł 33-latek z Lublina, który ukradł dwa barowe krzesła. Niósł je nad ranem ul. Nadbystrzycką. Były tak ciężkie, że po przeniesieniu jednego wracał po drugie. Być może taki widok nikogo by nie zdziwił gdyby nie to, że krzesła miały duże logo firmy piwowarskiej. Mężczyzna na widok radiowozu rzucił się do ucieczki.
Napad na szkolny sklepik
Wpadli, bo za głośno cieszyli się z ukradzionych słodyczy ze... szkolnego sklepiku. Kto? 8-letnia dziewczynka i jej dwóch nieco starszych kolegów. Usłyszał to mieszkaniec gminy Zakrzówek, który spacerował w pobliżu szkoły. W budynku była wybita szyba. Na schodach siedziała trójka złodziejaszków przy górce słodyczy i napojów. Dzieci uciekły, ale jeszcze tego samego dnia musiały tłumaczyć się na policji.
Po co dzwonił?
Tymczasem mieszkaniec Białej Podlaskiej, któremu włamywacz ukradł z domu 3 000 złotych przypomniał sobie, że tuż przed włamaniem miał kilka dziwnych telefonów od sąsiada. Mężczyzna wypytywał, czy jest jeszcze w domu i o której godzinie będzie wyjeżdżał. Policjanci poszli tym tropem. Sąsiad początkowo twierdził, że nikogo nie okradł. Pękł, gdy policjanci odnaleźli w jego domu skradzione 3 tys. złotych.
Wypił zanim uciekł
Awizo go zdradziło
25-letni mężczyzna próbując obrabować sklep przy ul. Kalinowszczyzna w Lublinie zgubił pocztowe awizo. Rabuś najpierw żądał od sprzedawczyni pieniędzy. Spłoszył go dopiero włączony alarm. Sprzedawczyni zauważyła leżący na ziemi zwitek papieru, który wypadł napastnikowi z kieszeni. Awanturnik wpadł tego samego wieczora przy ul. Dembowskiego, gdzie poobrywał lusterka w zaparkowanym mercedesie.
A dzwonnica gdzie?
– Co za bezczelność – pomyślał zapewne policjant z Radzynia Podlaskiego, który w nocy zobaczył na monitoringu, że na parkingu przed komendą szarżuje jakiś samochód. Kierowca VW Passata wykonał kilka niebezpiecznych i niekontrolowanych manewrów. W samochodzie siedzieli dwaj pijani mężczyźni z Kąkolewnicy. Jeden z nich wyznał, że na policyjny parking wjechali przez pomyłkę. Chcieli pojeździć sobie na parkingu przy kościele. W końcu zauważyli pomyłkę, bo nigdzie nie mogli znaleźć dzwonnicy.
Policja na stopa
Na policję wpadł również złodziej, który w gminie Nielisz ukradł gołębie. Do domu postanowił wrócić autostopem. Zatrzymał policyjny radiowóz. Spod jego ubrania wystawały cztery Pawiki. Mężczyzna tłumaczył policjantom, że ptaki należą do niego. Okazało, że zginęły z pobliskiego gospodarstwa. Rozpoznała je właścicielka.
Rolnicy
16-letni mieszkaniec gminy Niemce zrobił sobie zdjęcie z krzakiem konopi indyjskich. Policjanci natrafili na nie przy okazji. Przeszukiwali dom 18-tatka podejrzanego o liczne kradzieże. Znaleźli zdjęcia, na których stał wśród krzaków konopi. Na jednej z fotografii policjanci rozpoznali także jego kolegę. W piwnicy tego ostatniego odkryli worki z ponad kilogramem jeszcze wilgotnych, częściowo rozdrobnionych roślin. Młodzi mężczyźni przyznali, że prowadzili niewielką plantację konopi. 18-latek dostarczał nawóz, a 16-latek podsypywał nim rosnące krzaki. Właśnie zerwali krzaki, które przygotowali do suszenia.
Wymyślone porwanie
Sam się napadł
Pracownik punktu bukmacherskiego w Lublinie spryskał twarz gazem, wyniósł pieniądze do samochodu, po czym zadzwonił na 112. Powiedział, że tuż przed zamknięciem zakładu obezwładnił go jakiś mężczyzna, który zabrał mu 4,5 tys. zł utargu. Plątał się w szczegółach, a gdy przyszło do sporządzenia portretu pamięciowego rzekomego bandyty przyznał, że nikt go nie napadł. Pieniądze zabrał sam, bo potrzebne były mu na wyjazd za granicę i opłacenie kursu nauki języka.
Ten zresztą też
Bajkę o napadzie opowiedział też policjantom pracownik jednego z salonów gier w Lublinie. Według jego relacji, rabuś potraktował go gazem, a potem ukradł z metalowej kasetki blisko 13 tys. złotych. Nie potrafił jednak opisać wyglądu napastnika. Podczas przesłuchania mieszkaniec Lublina przyznał się w końcu, że całą historię wymyślił. A wszystko, dlatego, że nie miał pieniędzy na spłacenie długów.
Rodeo na parkingu
Kierowca alfa romeo najpierw po pijanemu uszkodził cztery zaparkowane auta w okolicy ul. Tumidajskiego w Lublinie, a potem zawiadomił policję, że ktoś go napadł i zabrał samochód wraz z dokumentami kluczykami. Policjanci zastali go kilkanaście metrów od poobijanych aut. Świadkowie twierdzili, że najechał na nie właśnie właściciel alfa romeo. Policjanci znaleźli przy nim kluczyki od pojazdu i dokumenty. Alkomat pokazał, że ma 2 promile alkoholu.
Zjadł łup
Ze swoim łupem nie chciał rozstać 18-letni mieszkaniec Lublina, który zrywał przechodniom złote łańcuszki. Wpadł po kolejnej kradzieży gdy już stał na przystanku autobusowym. Bojąc się, że policjanci znajdą przy nim łup połknął łańcuszek. Przed dwa dni policjanci czekali aż go im zwróci…
Ukarzcie mnie
Na koniec informacja o prawdziwej skrusze: w wigilię do IV komisariatu w Lublinie zgłosił się pijany mężczyzna. Powiedział, że właśnie podjechał pod budynek autem. Alkomat wykazał, że mężczyzna miał w organizmie blisko 2,7 promila. 34-latek tłumaczył policjantom, że upił się, bo miał problemy rodzinne. Ale za kierownicą uzmysłowił sobie jednak, że może spowodować wypadek i komuś zrobić krzywdę. Dlatego postanowił zgłosić się na komisariat.
34-latek zadeklarował, że dobrowolnie podda się karze: 10 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata oraz karze grzywny.