Stanisław Duszak to radny sejmiku, o którego względy zabiegają zarówno koalicjanci, jak i opozycjoniści. Jego głos niejeden raz decydował w sprawach kluczowych dla województwa. Prześcigają się więc w obietnicach dla radnego. A ten korzysta
Stanisław Duszak, radny sejmiku (ostatnio związany z klubem Samoobrony), przez dłuższy czas nie mógł znaleźć stałej pracy. Jego los odmienił się akurat między bardzo ważnymi głosowaniami w sprawie przyszłości koalicji rządzącej województwem. Teraz radny nie dość, że ma pracę, to jeszcze zapewnioną emeryturę.
– To człowiek pocieszny – mówią o nim koledzy z sejmiku. – Przed każdym swoim wystąpieniem przeczesuje swoje niegęste już włosy. I nigdy nie wie, że dzwoniący głośno telefon, to jego komórka.
Z powodu telefonu członkowie Samoobrony kojarzą go teraz z... mikrofonem. – Na jednym ze zjazdów wojewódzkich Staś był przewodniczącym komisji uchwał i wniosków – opowiada Konrad Rękas, były przewodniczący sejmiku. – Ja prowadziłem obrady. Wezwałem go do mikrofonu. Stasiu był zaskoczony, ale podbiegł, wziął mikrofon do ręki, po czym przyłożył do ucha i krzyknął: „Halo, halo, Duszak, słucham”.
Stanisław Duszak ma zamiłowanie do sejmikowych gierek. – Kiedy widzi, że dwóch radnych stoi w kuluarach i rozmawia, podchodzi i pyta: „Planujecie coś? – Zakładamy grupę?” – opowiadają radni.
Od roku pracuje w podległym marszałkowi Wojewódzkim Funduszu Ochrony Środowiska, choć jest magistrem polonistyki.
– Z pierwszego zawodu jestem technikiem budowlanym o specjalizacji centralne ogrzewanie i wodociągi – mówi Duszak. – A że akurat zwolniło się miejsce w WFOŚ, to tam poszedłem.
Duszak przyznaje, że pracy szukali mu i Zdzisław Podkański, szef lubelskiego PSL, i Andrzej Pruszkowski, prezydent Lublina. – Aż w końcu ktoś powiedział, że z funduszu odchodzi pracownik mojej specjalizacji. I żebym się zgłosił – opowiada.
Ale radny rzadko pojawiał się w pracy. Za to dostarczał kolejne zwolnienia lekarskie. Były tak długie, że dyrekcja funduszu oddelegowała inną osobę do pracy, którą miał wykonywać radny. Zdrowie radnego nie było jednak na tyle złe, żeby nie mógł „robić” w polityce. Pojawiał się na sesjach sejmiku, przychodził na komisje. Za solidność i „dobre” głosowania Stanisław Duszak został nagrodzony: po trzech miesiącach dostał w WFOŚ umowę na stałe. A to oznacza także pewną emeryturę. W momencie podpisania umowy objął go bowiem tzw. okres ochronny i fundusz nie może go teraz zwolnić. Chyba że dyscyplinarnie.
Przypadkiem działo się to wszystko w chwili, kiedy w sejmiku ważyły się losy koalicji SLD i części PSL i jej członkowie rozpaczliwie szukali zwolenników wśród radnych. Duszak stanął na wysokości zadania i koalicja przetrwała kryzys. Jednak sam radny uparcie twierdzi, że posada w funduszu, to zasługa jego technicznego wykształcenia. Jak je wykorzystuje? – Zajmuję się propagandą w pracy – mówi tajemniczo.
W wyborach samorządowych Duszak osiągnął oszałamiający wynik. Głosowało na niego 14600 wyborców. – To był trzeci wynik w kraju wśród wszystkich partii – chwali się. – A w Samoobronie, z której listy startowałem, pierwszy wynik.
Jako radny Duszak nie pobiera diety. – Zabiera mi ją komornik – przyznaje. – To dlatego, że spłacam długi biura Samoobrony, które prowadziłem w kampanii wyborczej do Sejmu.
W kręgach znajomych ma pseudonim „redaktor”. Na samochodzie wozi naklejkę „prasa”, choć jedynym jego kontaktem z mediami była współpraca z harcerskim dodatkiem do „Kuriera Lubelskiego”. Ale to zamierzchłe czasy.