Jak rok temu pojechali do Krakowa na PAKE, wystąpili z dość tradycyjnym, ale ambitnym programem, odpadli na półfinałach.
W tym roku na lubelsko-szczebrzeszyński kabaret Świerszczychrząszcz zdobył pierwszą nagrodę (ex aequo z "Widelcem” z Białegostoku) na 24 Przeglądzie Kabaretów PAKA. Byli inni od całej reszty rozśmieszaczy i byli dobrzy.
Na czym ich inność polegała? Na tym, że choć mogło się wydawać, że coś mówią, nie wypowiedzieli na ani słowa. Że mogło się zdawać, że wykonują jakieś piosenki, nie zaśpiewali ani wersu. Że wytwarzają jakieś inne dźwięki, choć nie robili żadnego szumu.
Miesiące orki
- Historie, które wymyślamy, przekładamy na dźwięki, a potem dokładamy do tego ruch - mówią. - Podkłady służą do określenia środowiska, w jakim dzieje się akcja, i do jej napędzenia.
- Nie jesteśmy klasycznymi mimami, bo gdybyśmy byli, moglibyśmy zagrać to wszystko ruchem, a my raczej ilustrujemy nim to, co słychać z podkładów - mówi Michał Łysiak. - Tego, co robimy, nie nazywamy pantomimą, tylko ruchem synchronicznym z dźwiękiem.
Program "Z plejbeku” to było dziesięć długich miesięcy orki. - Najpierw wiele wieczorów pracy koncepcyjnej, kiedy wymyślaliśmy historie, które chcielibyśmy zagrać. Następnie ciężka praca w studiu, w którym nagrywaliśmy dźwięki, w tym dialogi - opowiada Marcin Wąsowski. - A potem długie godziny prób w sali z lustrami, w której mogliśmy na bieżąco obserwować, jak nam to wszystko wychodzi.
Żółwie i kowboje
Kiedy już mieli co nieco wykończone, zaczęli sprawdzać to w kontakcie z publicznością. - Zauważyliśmy, że widzom to się bardzo podoba, że idziemy we właściwym kierunku - mówi Marcin. - I że najbardziej podobają się takie numery, których istotą są mocne relacje emocjonalne między bohaterami.
Rzeczywiście, ich najlepsze skecze to "Kowboje”, w którym postacie ostro ze sobą rywalizują, i "Żółwie z Galapagos”, w którym prezentowane są m.in. zaloty samca do samicy.
- Generalnie udało nam się znaleźć miejsce w świecie kabaretowym, którego wiele osób jeszcze nie dotknęło - wyjaśnia Marcin. - Byliśmy jedynymi na PACE, którzy wystąpili w takiej konwencji. Trudno było nas nie zauważyć. A że mieliśmy dopracowany program, to trudno było nas nie docenić.
Publiczność na siłę
Kabaret Świerszczychrząszcz nie jest pierwszym przedsięwzięciem Michała Łysiaka i Marcina Wąsowskiego. Rok temu pojechali do Krakowa jako Teatr MMS. Pod takim szyldem występowali z programem "Ach, ci mężczyźni” w całej Polsce. Często występowali w nietypowych miejscach: w domach opieki społecznej, więzieniach, poprawczakach.
- To była bardzo pouczająca lekcja aktorstwa - mówi Michał. - Pensjonariusze takich instytucji to niezwykle trudna publiczność. Jest zorganizowana przez opiekunów trochę na siłę i zwykle zobaczenie spektaklu nie jest jej największym marzeniem. Niełatwo skupić na sobie jej uwagę. Ale to dało nam szansę na nauczenie się docierania do różnych ludzi w różnych sytuacjach. Chyba ją dobrze wykorzystaliśmy.
Babcia kradnie show
Z występami w tak dziwnych miejscach musi się wiązać wiele niebanalnych zdarzeń. I tak też było w przypadku Teatru MMS. Michał i Marcin świetnie pamiętają wizytę w podwarszawskim domu opieki społecznej.
- W połowie przedstawienia "Ach, ci mężczyźni” na scenę wkroczyła starsza pani, pensjonariuszka, i tonem nie uznającym sprzeciwu zaproponowała, że powie wiersz o mężczyznach - opowiada Michał. - Nie widzieliśmy innej możliwości niż oddanie jej sceny. No i poleciała tak pikantnym tekstem, że aż nas zamurowało. Za to publiczności bardzo się to spodobało. Dostała gromkie brawa. A przy okazji ukradła nam show i nikt już nie zwracał uwagi na nasze wysiłki artystyczne.
To nas kręci
Ważnym wydarzeniem w ich karierze był ubiegłoroczny występ na Lidzbarskich Wieczorach Humoru i Satyry, gdzie zauważył ich menedżer mima Ireneusza Krosnego, Jacek Balon i zaproponował współpracę.
- To nas dowartościowało - mówi Marcin. - Oczywiście przystaliśmy na propozycję opieki menedżerskiej i promocyjnej. Tego nam brakowało, a jest to bardzo ważna sfera. Bez kogoś, kto się tym fachowo zajmuje, trudno skutecznie i sensownie działać. Trudno zajmować się sztuką i równie dużo czasu poświęcać na planowanie i organizację występów.
Co dalej? - Na razie będziemy rozwijać jeszcze nasz obecny program, bo wciąż bardzo nas to kręci, a jego formuła jest otwarta na nowe skecze - mówi Michał. - Co zrobimy później, trudno powiedzieć. To może być zupełnie inna konwencja.