Co mają robić pary, w których kobieta mimo usilnych prób nie może zajść w ciążę? In vitro czy naprotechnologia? Spór nie dotyczy tylko sfery medycznej, ale – przede wszystkim – ideologicznej. A w Lublinie powstaje jedna z pierwszych w Polsce klinik naprologicznych
W ubiegły weekend w Lublinie trwała konferencja poświęcona tej metodzie, która – jak tłumaczyli jej zwolennicy – jest szansą dla bezpłodnych par.
Modele płodności
To mało znana w Polsce, ale powszechna w Irlandii i w Stanach Zjednoczonych metoda leczenia niepłodności. Jest popierana przez Kościół, ale krytykowana chociażby przez Polskie Towarzystwo Ginekologiczne.
Naprotechnologia powstała 30 lat temu. Jej nazwa to skrót od słów Natural Procreative Technology (metoda naturalnej prokreacji). Jak działa?
Diagnozowanie i leczenie niepłodności polega tu na prowadzeniu dokładnych obserwacji kobiecego organizmu i tworzeniu na tej podstawie indywidualnych wytycznych dla każdej pary. Całość opiera się na tzw. modelach płodności Creightona.
Jak to działa
– Jeśli sama obserwacja i wstępna diagnostyka to za mało, to po 3–5 miesiącach rozpoczyna się procedury związane z zabiegami chirurgicznymi takimi jak hsg, hysteroskopia czy laparoskopia, które jednocześnie są elementem leczenia – tłumaczy dr Maciej Barczentewicz, który zakłada w Lublinie jedną z pierwszych w Polsce klinik leczenia niepłodności metodą naprotechnologii.
– Po rozpoznaniu przyczyny niepłodności podaje się leczenie farmakologiczne, hormonalne. Jeśli występują nieprawidłowości w badaniach męża, jemu również podajemy leki. Cały proces diagnostyczno-leczniczy przewidziany jest na 18–24 miesiące. To czas, w którym większość małżeństw powinno uzyskać oczekiwany rezultat.
Trzy razy lepiej
Wynalazca i prekursor metody prof. Thomas Hilgers postawił tezę, że większość przypadków niepłodności idiopatycznej (o niewyjaśnionym medycznie podłożu) to w istocie niezdiagnozowane przypadki całkowicie uleczalnej niepłodności.
– Naprotechnologia jest metodą leczenia, a nie sztucznej produkcji embrionów. Jej skuteczność jest nawet 3 razy wyższa niż w przypadku in vitro – tłumaczy Hilgers.
Poza tym, diagnozuje i leczy schorzenia, takie jak: nieprawidłowości szyjki macicy, stany zapalne, torbiele jajnikowe, zaburzenia funkcji jajników, zespół napięcia przedmiesiączkowego (PMS), depresję poporodową, skłonności do raka i poronień itp. – wyliczają zwolennicy naprotechnologii.
Na tym etapie można zadecydować o włączeniu leczenia hormonalnego lub chirurgicznego oraz ustalić optymalny dla danej pary moment współżycia. Przeciętna długość cyklu tej metody, a więc pełnej diagnostyki trwa 24 miesiące.
Nie da się pomóc wszystkim
Jak wynika z badań od 1 do 3 proc. kobiet leczonych tą metodą, nigdy nie zajdzie w ciążę. Co wtedy? – Istnieją przecież inne metody. Dziecko można np. adoptować – dodaje dr Maciej Barczentewicz.
W Lublinie powstaje jedna z pierwszych w Polsce klinika leczenia niepłodności metodą naprotechnologii. Jej założycielem jest właśnie doktor Barczentewicz. Twierdzi on, że naprotechnologia jest skuteczniejsza od in vitro i podaje przykład Irlandii, gdzie ponad połowie kobiet leczonych tą metodą udało się zajść w ciążę. Tymczasem skuteczność in vitro waha się w granicach 35–40 proc. Badania wszystkich leczonych w Lublinie kobiet przesyłane są do USA i tam analizowane przez specjalistów naprotechnologii.
In vitro kontra naprotechnologia?
Historia in vitro to 31 lat liczonych od momentu pierwszego udanego zapłodnienia pozaustrojowego. Od tamtego czasu na całym świecie powstało kilka tysięcy klinik, a w wyniku stosowania tej metody narodziło się ok. półtora miliona dzieci.
W Polsce pierwsze zapłodnienie in vitro miało miejsce w 1987 roku; dokonał go profesor Marian Szamatowicz. A już w ubiegłym roku w ten sposób na świat przyszło około dwóch tysięcy dzieci.
W czym problem? W tym, że roczne statystyki urodzeń dzięki metodzie in vitro tylko w Polsce wynoszą mniej więcej tyle, ile światowe statystyki urodzeń dzięki naprotechnologii w ciągu dziesięciu lat.
Na świecie jest zaledwie około 400 lekarzy przeszkolonych w zakresie naprotechnologii. W Polsce do 2008 roku tylko jeden lekarz pracował tą metodą. Obecnie szkoli się 11 lekarzy i 20 instruktorów.
Kościół przeciw In vitro
Przy zabiegu zapłodnienia in vitro z wielu przygotowanych ludzkich embrionów niektóre są wprowadzane do macicy, a nieużyte zostają ostatecznie niszczone. Z tego powodu metodzie tej sprzeciwia się m.in. Kościół katolicki.
Jan Paweł II twierdził, że techniki sztucznej reprodukcji są "nie do przyjęcia z punktu widzenia moralnego, ponieważ oddzielają prokreację od prawdziwie ludzkiego kontekstu aktu małżeńskiego”.
Kościół stoi także na stanowisku, że zapłodnienie stanowi akt, który powinien odbywać się jedynie w ramach intymnej relacji małżeńskiej, natomiast zapłodnienie pozaustrojowe wyklucza ten wymóg.
Kościół natomiast popiera naprotechnologię, jako lepszą i co najważniejsze etyczną (bo nie giną embriony) z punktu widzenia katolika metodę zapłodnienia.
To bardziej uciążliwe
– W naprotechnologii stosuje się pełną farmakologię, zabiegi i operacje. To samo wykorzystuje nowoczesna medycyna rozrodu. Naprotechnologia nie wnosi niczego nowego i oryginalnego do diagnostyki i leczenia niepłodności, a proponowane sposoby oceny cyklu płciowego są traktowane nawet przez kobiety jako bardziej uciążliwe – twierdzi prof. Marian Szamatowicz, prekursor in vitro w Polsce.
– Podstawowa różnica pomiędzy nowoczesną medycyną rozrodu a naprotechnologią polega na tym, że ta ostatnia nie uznaje leczenia niepłodności za pomocą technik wspomaganej prokreacji. Nie dopuszcza zarówno homologicznych inseminacji, jak i pozaustrojowego zapłodnienia, czyli in vitro.