Nawet kilka tysięcy migrantów koczuje przy granicy Polski z Białorusią i ta liczba się zwiększa. Polski rząd szuka sposobu na powstrzymanie działań Aleksandra Łukaszenki, który – jego zdaniem – próbuje zdestabilizować sytuację na granicy z Unią Europejską. – Sankcje już są na stole, chcemy je skoordynować z państwami członkowskimi, by być efektywnym – deklarował w Warszawie szef Rady Europejskiej.
Sytuacja przy granicy polsko-białoruskiej zrobiła się niezwykle napięta w poniedziałek i każdego kolejnego dnia ten kryzys tylko się zaostrza. Z każdą godziną nowe grupy uchodźców docierają pod zasieki. Już na samym początku tygodnia pojawiły się informacje – zarówno ze strony polskiego rządu, jak i osób będących na Białorusi – że może dojść do eskalacji konfliktu.
– Po stronie Białorusi jest chęć wywołania dużego incydentu, najlepiej ze strzałami, z ofiarami śmiertelnymi. Według medialnych doniesień, szykowana jest duża prowokacja w Kuźnicy Białostockiej, wygląda na to, że będzie tam próba siłowego przekroczenia granicy – mówił w poniedziałek Piotr Wawrzyk, wiceminister spraw zagranicznych, w rozmowie z Polskim Radiem.
Z kolei Anna Romaszewska, dziennikarka i dyrektor TV Biełsat, napisała tego samego dnia na Twitterze, że „kolumnę migrantów, głównie osoby z Bliskiego Wschodu, odprowadzają na przejście graniczne w Bruzgach/Kuźnicy Białostockiej ludzie w mundurach z bronią”.
Pierwsze próby
W poniedziałek około godz. 13 uchodźcy podjęli pierwsze próby masowego przedarcia się na terytorium Polski. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji poinformowało na Twitterze, że ta akcja zakończyła się fiaskiem, a "sytuacja jest opanowana".
Polskie służby regularnie publikują w mediach społecznościowych nagrania i zdjęcia z tego, co dzieje się w rejonie Kuźnicy Białostockiej. Widać na nich, że migranci są uzbrojeni, między innymi, w siekiery, łopaty czy nożyce do przecinania drutu. Wszystko dzieje się pod czujnym okiem białoruskich pograniczników. Według niepotwierdzonych doniesień, te właśnie służby mają, między innymi, straszyć zebranych przy granicy uchodźców, oddając strzały z broni w powietrze, czy nawet bić bezbronnych ludzi. Z kolei po drugiej stronie ogrodzenia stoją polscy strażnicy graniczni, ale także policjanci i żołnierze – w sumie kilkanaście tysięcy osób. W stan gotowości zostały postawione Wojska Obrony Terytorialnej.
– Żołnierze 2. Lubelskiej Brygady Obrony Terytorialnej sprawdzają swój sprzęt, środki łączności, powiadamiają swoich pracodawców i bliskich i są w gotowości do podjęcia działań w trybie sześciogodzinnym. Podwyższony alert gotowości wprowadzony dziś przez Dowództwo WOT dotyczy w sumie blisko 8 tys. żołnierzy WOT z trzech województw: lubelskiego, podlaskiego i warmińsko-mazurskiego – informował w poniedziałek kpt. Damian Stanula, oficer prasowy 2. LBOT.
W poniedziałek spotkał się sztab kryzysowy, między innymi, premier Mateusz Morawiecki oraz ministrowie Mariusz Błaszczak i Mariusz Kamiński. Natomiast we wtorek odbyło się spotkanie Biura Bezpieczeństwa Narodowego.
– Mamy do czynienia z niezwykle dramatycznie rozwijającą się sytuacją. Spodziewamy się, że w ciągu najbliższych godzin ataki kilkusetosobowych grup na naszą granicę zostaną ponowione – powiedział we wtorek Paweł Soloch, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego, po naradzie zwołanej przez prezydenta Andrzeja Dudę.
Piotr Muller, rzecznik rządu, szacował, że przy granicy Polski z Białorusią koczuje około 3-4 tys. migrantów. W poniedziałek wieczorem zapadła decyzja o zawieszeniu ruchu na drogowym przejściu granicznym w Kuźnicy Białostockiej. – Podróżni powinni kierować się na przejścia graniczne w Terespolu i Bobrownikach – przekazała Straż Graniczna.
Reakcja międzynarodowa
Na napiętą sytuację na granicy Polski i Białorusi zareagowały w poniedziałek NATO i Komisja Europejska.
– Niepokoi nas niedawna eskalacja na granicy polsko-białoruskiej. Wzywamy Białoruś do przestrzegania prawa międzynarodowego. Obserwujemy falę migrantów próbujących przedostać się na terytorium sojuszników przez Białoruś. NATO nadal uważnie monitoruje sytuację, która wywiera presję na naszych sojuszników: Litwę, Łotwę i Polskę – podkreśliła Kwatera Główna NATO w Brukseli.
– To kontynuacja rozpaczliwych prób reżimu Aleksandra Łukaszenki, by wykorzystywać ludzi do destabilizowania Unii Europejskiej – oświadczyła Komisja Europejska.
W środę głos w sprawie zabrał Charles Michel, przewodniczące Rady Europejskiej, który przyjechał do Warszawy. – Sankcje już są na stole, chcemy je skoordynować z państwami członkowskimi, by być efektywnym. Musimy zatrzymać ataki hybrydowe wobec całej Unii Europejskiej, nie tylko wobec Polski. To jest pilne. Musimy być gotowi działać – deklarował.
O jakich sankcjach mowa? Chociażby o podjęcie działań wobec tych przewoźników lotniczych, którzy transportują na Białoruś migrantów z Bliskiego Wschodu. Ursula von der Leyen, przewodnicząca Komisji Europejskiej, mówiła we wtorek wprost o "liniach lotniczych z państw trzecich, które zajmują się handlem ludźmi". Z kolei dzień później zapowiedziała, że nowe sankcje wobec naszego sąsiada wejdą w życie w grudniu – nałoży je nie tylko Unia Europejska, ale również USA. Będą dotyczyć zarówno ludzi, jak i firm.
Weszli do Polski
W środę mjr Katarzyna Zdanowicz, rzecznik Podlaskiego Oddziału Straży Granicznej, poinformowała o trzech próbach wejścia przez migrantów na terytorium Polski. W okolicach Krynek (ok. 40 km na południe od Kuźnicy) granicę próbowało przekroczyć ok. 100 osób, w okolicach Białowieży (ok. 130 km na południe od Kuźnicy) ok. 200 osób, a w Dubiczach Cerkiewnych (ok. 130 km na południe od Kuźnicy) kilkadziesiąt osób.
– Wszystkie te próby zostały udaremnione. Wszystkie te osoby zostały z powrotem przekierowane, doprowadzone na Białoruś – mówiła na konferencji prasowej.
– Jedna z większych grup próbowała przekroczyć granicę państwową w okolicach Białowieży. Posiadali różnego rodzaju sprzęt i narzędzia. Części osób udało się tę granicę przekroczyć. Zostali wszyscy zatrzymani. Wydano wobec nich postanowienie o opuszczeniu terytorium Polski. Zostali odprowadzeni do granicy państwowej – tłumaczył z kolei dzień wcześniej chorąży SG Michał Tokarczyk, cytowany przez Radio Lublin.
Oficjalnie podawane informacje nie są spójne z tym, o czym mówią dziennikarze. Radio Białystok podało we wtorek, że w okolicach Krynek i Białowieży granicę przekroczyły "dwie, bardzo liczne grupy migrantów". Sforsowali ogrodzenia, część z nich została zawrócona, ale w ślad za niektórymi musieli ruszyć policjanci. Funkcjonariusze napisali w środę na Twitterze, z konta "Polska Policja", że nielegalni migranci zostali znalezieni.
Praca mediów w pasie przygranicznym dalej jest niemożliwa. – Dziś sytuacja jest na tyle napięta, że to mogłoby stworzyć bezpośrednie zagrożenie dla dziennikarzy. Rozważamy z szefem MSWiA i MON utworzenie ośrodka blisko granicy, w którym dziennikarze mieliby szybszy dostęp do informacji i lokalnych mieszkańców – mówił w środę premier Mateusz Morawiecki.
"Opcja atomowa"?
W środę Piotr Muller, rzecznik rządu, informował, że są brane pod uwagę różne scenariusze rozwoju tej sytuacji. Nawet zastosowanie tzw. opcji atomowej, czyli całkowite zamknięcie granicy z Białorusią.
– W dalej idących scenariuszach brane jest pod uwagę całkowite zamknięcie granicy z Białorusią. Wysyłamy informacje do władz Białorusi, że jest to możliwe, jeśli nie zaprzestaną swych działań, żadnej informacji zwrotnej w tej sprawie nie ma – tłumaczył.
Eksperci przestrzegają jednak, że może to mieć daleko idące skutki, które mogą mieć wpływ także na Polskę. Po pierwsze, oznacza to, że oba kraje nie mogłyby ze sobą handlować, a ludzie swobodnie się przemieszczać.
– Chciałbym z całą stanowczością podkreślić, że takie decyzje mogłyby być podjęte tylko na poziomie Unii Europejskiej. Wraz z partnerami ze Wspólnoty należałoby określić, czy dajemy reżimowi w Mińsku krótki sygnał ostrzegawczy i zamykamy granicę na konkretny okres, czy taka sytuacja miałaby się przedłużać, wpływając na konkretne obszary gospodarcze, co wiązałoby się z kosztami również po stronie Unii – mówił w rozmowie z portalem money.pl Kamil Kłysiński, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich, specjalista od polityki Białorusi, Ukrainy i Mołdawii.
Handel i geopolityka
Według danych z "Rocznika Statystycznego Handlu Zagranicznego" na 2021 rok, przygotowanego przez Główny Urząd Statystyczny, kwoty, które na drodze handlowej wymieniamy z Białorusią nie są aż tak imponujące, jak chociażby w przypadku naszego największego partnera, czyli Niemiec (2020 rok: 222 mld zł import i 307 mld zł eksport). W ubiegłym roku eksportowaliśmy na wschód towary warte nieco ponad 7.1 mld zł, a importowaliśmy za niewiele powyżej 4.5 mld zł.
Trzeba jednak pamiętać, że "wielkim bratem" Białorusi jest Rosja. Jak czytamy w "Roczniku Statystycznym Handlu Zagranicznego" na 2021 rok, od wielu lat jednym z głównych partnerów handlowych dla Polski jest właśnie Rosja. Co więcej, w ostatnim czasie coraz więcej mówi się o zacieśniającej się współpracy prezydenta Władimira Putina z Chinami. Z kolei "Państwo Środka" to nasz drugi największy partner jeśli chodzi o import towarów w 2020 roku.
Eksperci zwracają również uwagę, że takie odcięcie się od Białorusi może oznaczać pogłębienie podziału w Europie Wschodniej. Reżimowi Aleksandra Łukaszenki jeszcze bliżej będzie do Rosji, Chin czy Turcji. Z tym pierwszym krajem łączy go już podpisany 4 listopada dokument "o głównych kierunkach realizacji postanowień traktatu o Ustanowieniu PZ (Państwa Związkowego Białorusi i Rosji – dop. aut.) na lata 2021-2023".
Ostatnie wydarzenia na granicy polsko-białoruskiej to kolejny etap trwającego od kilku miesięcy kryzysu. Przypomnijmy, że na terenie 183 miejscowości z województw lubelskiego i podlaskiego ciągle obowiązuje stan wyjątkowy. Zgodnie z podpisanym przez prezydenta Andrzeja Dudę rozporządzeniem, będzie on obowiązywał do 2 grudnia. 4 listopada szef MSWiA – Mariusz Kamiński – informował, że strona polska chce zbudować zaporę na granicy z Białorusią. Ma być stalowa, wysoka na 5 metrów i ma się ciągnąć przez 180 kilometrów na terenie woj. podlaskiego. W woj. lubelskim jest naturalna zapora w postaci rzeki Bug.