
Kamilka nie odstępuje Ewy. Nawet trzylatka rozumie, że to cud, że ciocia przeżyła. Brat Ireny do końca miał nadzieję, że siostra ocalała.

Szósty dzień po wypadku. Stargard Szczeciński - cały we flagach przepasanych kirem - pogrążony w żałobie. Stąd pochodziła większość pielgrzymów.
Na pamięć znana jest lista pielgrzymów. Fryzjerka, pielęgniarka, katechetka, była nauczycielka...
Dostała drugie życie
- Ewa jest lubianą, ciepłą osobą, wszyscy do niej lgną - mówi Jadwiga Prunesti, mama Ewy. - Mieliśmy bardzo dużo telefonów, ludzie pytali się o nią, gdy tylko usłyszeli o tragedii. Dostała drugie życie, musi to teraz dobrze wykorzystać. Boję się nawet myśleć, że mogło być inaczej...
Mimo trzykrotnego potwierdzenia, że Ewa przeżyła, pani Jadwiga czuła niepewność, gdy leciała do Francji.
- Cały czas byłam niespokojna - przyznaje. - Na miejscu zastaliśmy dobrą opiekę, wszyscy bardzo się starali. Jestem pełna wdzięczności. Ze szpitala pojechaliśmy na miejsce wypadku. Tam jest bardzo dużo drzew, krzaków. Myślę, że to zamortyzowało upadek autokaru.
W poniedziałek przed północą, gdy na płycie lotniska w Goleniowie wylądował samolot z Grenoble, wszyscy z zapartym tchem śledzili każdy krok młodej dziewczyny, która o własnych siłach zeszła z pokładu i wsiadła do karetki. Ta 24-letnia studentka zootechniki ze Stargardu miała najwięcej szczęścia.
- Śmialiśmy się przez łzy, że prezydenckim samolotem leci na gapę - mówi pani Jadwiga. - Mało brakowało, aby wsiadła do niego w szpitalnej koszuli!
Pomagała innym
- Chciałam się podnieść, zobaczyć, co się dzieje i poczułam, jak wielka siła obraca cały autobus - opowiada Ewa Prunesti. - Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Gdy się ocknęłam, leżałam na ziemi pod autobusem, ale widziałam niebo. Gdy autobus się przekręcił, prawdopodobnie wypadliśmy przez okno.
Mimo że Ewa słaniała się na nogach, pomogła swojej koleżance Karolinie ze Szczecina wydostać się spod autobusu. Karolina krzyczała, że nie może się ruszać, że ma złamaną nogę. Ewa szukała jeszcze jej bagażu, by wydobyć leki na astmę. Pomogła też przejść dalej starszej pani, z którą w autokarze zamieniła się na miejsca.
Serce matki
Była na niej jej młodsza siostra, Krystyna Leśniańska, emerytowana nauczycielka.
- Zaczęłam straszliwie płakać - opowiada pani Maria - Wzięłam tabletki na uspokojenie. A nasza 90-letnia mama Helena wciąż powtarzała: nie płacz, ona żyje.
Skąd wiedziała? - Serce matki... - wyjaśnia cichutko starsza pani, przekładając w palcach paciorki różańca.
Krystyna dzwoniła w poniedziałek i we wtorek. Mówiła, że wszystko ją boli. Jest cała potłuczona, ma złamaną w czterech miejscach lewą rękę. W poniedziałek ją operowali, dostaje morfinę.
Szczęśliwa \"13\"
- Szczęście w nieszczęściu - podkreśla Piotr Wolański. - Zanim się od niego dowiedziałem, że stan żony jest stabilny, przeżyliśmy pół dnia w niepewności. Podtrzymywałem wszystkich na duchu. Zobaczyłem, że żona na liście pielgrzymów jest trzynasta, a to, w przeciwieństwie do mnie, jej szczęśliwa liczba.
Zostałem sam
- Pięć lat temu brat miał wylew, zmarł w wieku 45 lat, teraz zginęła siostra, też miała 45 lat - mówi Jan Zubowicz, brat Ireny, katechetki ze Stargardu, która nie wróciła z pielgrzymki.
Najbardziej śmierć Ireny przeżywa jej ojciec. Cały czas na lekach uspokajających. - Nie wytrzymuje nerwowo - tłumaczy Jan. - My z mamą staramy się jakoś to przeżyć, ale też jesteśmy w szoku. Dobrze, że przychodzi koleżanka siostry, rozmawia z rodzicami, a ja w tym czasie chodzę załatwiać różne sprawy.
Brat Ireny poleciał do Francji. Mówi, że do końca miał nadzieję, że siostra żyje. - Wyczytywali nazwiska i mówili, co i jak, a tłumacze tłumaczyli. Pokazali nam 10 zdjęć zmarłych, same twarze. Od razu ją poznałem.
W domu byli już lekarz i psycholog. Jednak nie bardzo potrafili skutecznie pomóc.
- Już się nic nie zrobi - cicho płacze Danuta Zubowicz.
Jest im bardzo ciężko
- Cały czas miałam nadzieję - wyznaje pani Grażyna, żona zmarłego Stanisława. - Poleciałam do Francji. Tam pokazywali nam jedynie zdjęcia twarzy tych, którzy zginęli. Ciała męża nie widziałam. Chciałabym, by pogrzeb odbył się jak najszybciej, ale zdaję sobie sprawę, że to może potrwać do dwóch tygodni.
Z wiarą w boski plan przyjął wiadomość o śmierci księdza Zenona Łuczaka, proboszcza parafii pw. św. Ap. Piotra i Pawła w Grzędzicach pod Stargardem, jego młodszy brat, także ksiądz.
- O śmierci brata dowiedziałem się w poniedziałek koło południa - mówi ks. Tadeusz Łuczak. - Trzeba to przyjąć. Widocznie tak miało być dla niego najlepiej... Ostateczne słowo ma Pan Bóg. On wie, co robi.
We wtorek wieczorem ks. Tadeusz odprawił w Grzędzicach mszę za duszę brata. Po księdzu Zenonie zostało wspaniałe dzieło: oddany rok temu do użytku kościół w niedalekim Lipniku.