Zmieniają się dyrektorzy, dług jest trochę mniejszy, ale wciąż duży, powstają coraz nowsze plany naprawcze. Niezmienne jest jedno – spór. Tak w wielkim skrócie wygląda życie w szpitalu-molochu przy al. Kraśnickiej w Lublinie
W przyszłym tygodniu zaczną się przesłuchania kandydatów na dyrektora szpitala wojewódzkiego, który ma nie tylko problem z wielomilionowymi długami. Cześć pracowników zarzuca obecnej dyrekcji m.in. złe zarządzanie i zmarnowanie szansy na zmiany, które pozwoliłyby wyjść lecznicy na prostą.
22 kwietnia Urząd Marszałkowski poinformował o odwołaniu Krzysztofa Skubisa z funkcji dyrektora szpitala. Nagła decyzja była tym bardziej dziwna, że zabrakło konkretnego powodu, a wcześniej sygnałów o jakichkolwiek nieprawidłowościach. Wręcz przeciwnie, Urząd Marszałkowski chwalił nową dyrekcję za działania naprawcze. Nie było też oficjalnych zastrzeżeń co do organizacji pracy szpitala podczas epidemii Covid-19. Tymczasem w wysłanym do mediów komunikacie informującym o odwołaniu Skubisa była tylko mowa o „niezgodności wizji dyrekcjii samorządu województwa w zakresie prowadzenia szpitala”. I nadal nie ma żadnego konkretu.
Murem za dyrektorem
Część pracowników i związkowców stanęła w obronie byłego dyrektora. Interweniowali m.in. u marszałka. Sprawą zajęła się też Fundacja Wolności. Decyzją był także zaskoczony Krzysztof Skubis, który wskazywał, że udało się wręcz poprawić sytuację finansową. – Przychody ze świadczeń medycznych porównując marzec do stycznia wzrosły o 3 mln zł. Znacznie spadła także strata szpitala. W styczniu była na poziomie 7,8 mln zł, w lutym – 5,5 mln zł, a w marcu wynosiła już 2,1 mln zł – zwracał uwagę Skubis. – Mimo że zarządzałem szpitalem przy Kraśnickiej niecałe pół roku, pracownicy docenili moje plany i działania, chociaż wiązały się z trudnymi decyzjami, które na pewno nie wszystkim się podobały. Chodzi m.in. o zmniejszenie zatrudnienia o 75 osób, czy likwidację dodatków do wynagrodzenia – komentował.
– Mimo tylu interwencji w Urzędzie Marszałkowskim – na piśmie i podczas osobistych spotkań – nadal nie otrzymaliśmy chociaż jednego konkretnego argumentu, który przemawiałby za tym, żeby odwołać dyrektora. Cały czas jest ten sam bardzo lakoniczny motyw przewodni, czyli „niezgodność wizji”, a to w naszej ocenie i wielu pracowników, żadne tłumaczenie – mówi Marta Dąbska, przewodnicząca działającego w szpitalu KNSZZ „Solidarność – 80”.
Wniosek był, powodu zabrakło
– Otrzymaliśmy co prawda wyciąg z protokołu z posiedzenia zarządu województwa z 21 kwietnia, na którym odwołano Krzysztofa Skubisa. Jest tam informacja, że wnioskował o to Departament Zdrowia i Polityki Społecznej, ale znowu nie ma tam żadnego konkretnego powodu – podkreśla przewodnicząca Dąbska.
Co ciekawe, szefem tego departamentu kierował wówczas Piotr Matej. Obecnie pełni on obowiązki dyrektora szpitala przy al. Kraśnickiej. Startuje też w konkursie na dyrektora lecznicy, w którym zmierzy się m.in. z Krzysztofem Skubisem (swoje oferty złożyły też trzy inne osoby – red.). W najbliższą środę komisja konkursowa zacznie przesłuchania kandydatów. Na podjęcie decyzji i przedstawienie jej zarządowi województwa ma ok. dwa tygodnie.
– Urząd Marszałkowski odpowiedział na nasze wszystkie pytania i bez problemów udostępnił nam dokumenty. Choć nawet ich lektura nie rozwiewa wątpliwości. Z jednej strony urząd stwierdza, że działania zarządcze dyrektora były odmienne od założeń naprawczych, z drugiej zgodził się odstąpić od sporządzenia sprawozdania z realizacji planu naprawczego za pierwszy kwartał 2020 roku – komentuje Krzysztof Jakubowski, prezes Fundacji Wolności i dodaje, że dla niego sprawa jest dziwna. – Przy ocenie realizacji planu naprawczego warto mieć na uwadze, że pan Skubis był dyrektorem zaledwie od listopada i od tego czasu nie było na niego żadnych skarg. Trudno ocenić pracę dyrektora na podstawie niespełna dwóch miesięcy pracy.
„Zmarnowana szansa”
Po naszych ostatnich publikacjach o nagłym odwołaniu Krzysztofa Skubisa z funkcji dyrektora szpitala przy al. Kraśnickiej skontaktowało się z Dziennikiem kolejnych pięciu pracowników tej lecznicy. Ich zdaniem szpital jest źle zarządzany, brakuje konsekwentnego i jasno wytyczonego planu na przyszłość, a nad dyscypliną pracy nie ma żadnego nadzoru.
– Wszystkie zmiany, które zostały do tej pory wprowadzone i szansa na to, żeby w końcu nasz szpital wyszedł z długów, zostały zmarnowane. Wracamy do tego, co było – skarży się jeden z naszych rozmówców. – Urzędowi Marszałkowskiemu najwyraźniej nie zależy na dobru szpitala, skoro nie chce widzieć tego, że wiele korzystnych dla szpitala pomysłów było po prostu torpedowanych – podkreśla inny wieloletni pracownik szpitala i dodaje, że obecna dyrekcja przygotowuje już trzeci program naprawczy.
Naprawiają i naprawiają
– Tak częste zmiany koncepcji na pewno nie służą szpitalowi, bo niczego nie można doprowadzić do końca. A może to właśnie o to chodzi? – nie kryje irytacji jeden z pracowników. Przypomina, że pierwszy plan naprawczy był napisany „na kolanie”, o czym świadczy m.in. fakt, że odrzucił go Bank Gospodarstwa Krajowego, który na tej podstawie miał udzielić szpitalowi wielomilionowej pożyczki. – W lutym został przyjęty nowy, konsekwentny program. Jego efektem było m.in. zmniejszenie strat szpitala o kilka milionów. Teraz nagle okazuje się, że on też jest „do kosza” i potrzebny jest kolejny – denerwuje się inny pracownik.
Zdaniem naszych rozmówców, na „pozornym i chaotycznym” działaniu zależy kilku wieloletnim pracownikom szpitala. – Nie podobało im się to, że zaczęli tracić wpływ na to, co się dzieje w szpitalu, a ktoś „nowy” wprowadza zmiany odcinając ich od kierowania „z tylnego siedzenia”. Wśród nich są m.in. osoby z administracji szpitala czy personelu medycznego, ale też takie, które miały odrębne umowy na usługi, które generowały koszty, a mogły być realizowane w inny sposób. Były też zatrudniane na zbędnych stanowiskach przy wysokich wynagrodzeniach – zaznacza jeden z pracowników i podkreśla, że nie podobała się też wprowadzona dyscyplina i nadzór nad czasem pracy, na co wcześniej przymykano oko. – To te osoby kierowały skargi do Urzędu Marszałkowskiego, przekazując często nieprawdziwe informacje, korzystały też z politycznych koneksji. Intrygując chcieli doprowadzić do powołania kogoś, kto nie będzie się wychylał.
Poszło o telefony?
Nasi rozmówcy wskazują m.in. na pomysły byłej dyrekcji, które mogły zaważyć na decyzji o odwołaniu. – W związku z epidemią i potrzebą szybkiego kontaktu z pracownikami szpitala, przede wszystkim lekarzami, pojawił się pomysł kupienia służbowych telefonów komórkowych i abonamentu, dla 150 osób. Wartość umowy przekroczyła 100 tys. zł, ale miesięcznie to byłby koszt 3,5 tys. zł. Przy tak istotnym usprawnieniu komunikacji w czasie epidemii to relatywnie niski koszt – uważa jeden z naszych rozmówców. – Kolejny był system identyfikacji. Pracownicy wchodziliby do szpitala posługując się kartami, tak jest we wszystkich nowoczesnych szpitalach. Chodziło o maksymalne bezpieczeństwo, które w czasie epidemii jest kluczowe.
Żaden z pomysłów nie doczekał się realizacji. – Nie każdemu zależało na tym, żeby być stale pod telefonem. Niektórzy obawiali się też, że system identyfikacji zostanie rozwinięty i posłuży do kontroli czasu pracy. Do Urzędu Marszałkowskiego poszedł więc przekaz, że to marnotrawienie pieniędzy – mówi nasz rozmówca.
„Sprawa dla historyków”
Na prośbę o odniesienie się do zarzutów pracowników rzecznik marszałka przysłał nam tylko krótki komentarz. – Każda zmiana zarządcza budzi niepokój wśród pracowników, rodzi pytania co do kierunku zmian, jednakże nie może to świadczyć o jakichkolwiek nieprawidłowościach czy lekceważeniu przez Urząd Marszałkowski szeroko rozumianego interesu szpitala, jak i jego załogi – komentuje Remigiusz Małecki, rzecznik marszałka województwa lubelskiego. Tłumaczy, że Bank Gospodarstwa Krajowego nie odrzucił planu naprawczego dla szpitala, a „zwrócił się o jego weryfikację przez szpital”. – Podjęto już działania w tym zakresie – zaznacza Małecki i twierdzi, że przyjęty przez zarząd województwa plan naprawczy szpitala jest realizowany i się nie zmieniał.
– Każdy ma prawo do oceny mojej pracy, więc do decyzji zarządczych nie chciałbym się odnosić. Co do dyscypliny pracy, to faktycznie nie jest ona przestrzegana i w związku z tym podjąłem już kilkanaście interwencji dotyczących m.in. personelu medycznego – przyznaje Piotr Matej, p.o. dyrektor szpitala. – Program naprawczy, od czasu jego zatwierdzenia przez urząd marszałkowski w lutym jest realizowany bez zmian, nikt o takie zmiany do tej pory nie wnioskował. Odrębnym dokumentem jest biznesplan przedstawiony Bankowi Gospodarstwa Krajowego. 5 maja bank wezwał szpital do jego weryfikacji, bo w jego ocenie realizacja programu nie gwarantuje terminowej spłaty. Jesteśmy w trakcie opracowania dokumentu zgodnie z oczekiwaniem banku – tłumaczy Matej.
Zarzutów nie chciał z kolei komentować Piotr Kienig, p.o. dyrektor Departamentu Zdrowia i Polityki Społecznej Urzędu Marszałkowskiego. – Dla mnie ta sprawa jest historyczna, zostawmy ją historykom. Ja mogę rozmawiać o przyszłości szpital, która jest dla mnie najważniejsza, a nie przeszłości. W tym momencie wszyscy powinniśmy „położyć ręce na pokład” i ratować szpital – komentuje dyrektor Kienig.