W swojej „Wannie z kolumnadą” Filip Springer opisuje absurdalną sytuację na terenie wokół dwóch bloków spółdzielczych w Skierniewicach. Z powodu nieporozumień między sąsiadami, bloki zostały oddzielone płotem. To jednak okazało się niewystarczające. „Psy wypróżniały się gdzie popadnie, ludzie parkowali nie tam, gdzie powinni. W dodatku ktoś ciągle niszczył ogrodzenie” - pisze Springer. Mieszkańcy jednego z bloków postanowili postawić drugi płot. Nie było już problemów z psami i parkowaniem, pojawiło się jednak pytanie, do kogo należy przejście między ogrodzeniami. Koniec końców między blokami, równolegle do istniejących już ogrodzeń, pojawił się trzeci płot. Dwa bloki, dwie oddzielne ścieżki, trzy płoty.
Bezpieczeństwo ponad wszystko
Absurd opisywany przez Springera to sytuacja wyjątkowa. Nie da się jednak ukryć, że Polacy lubią się grodzić.
- Pierwsze osiedla grodzone pojawiły się w Polsce pod koniec lat 90-tych. Od tego momentu sukcesywnie ich przybywało. Po mniej więcej 10 latach było ich ok. 400 - mówi Konrad Płochocki, dyrektor generalny Polskiego Związku Firm Deweloperskich.
Deweloperzy zachwalają grodzone osiedla jako bezpieczne i wygodne. Bezpieczeństwo, zaraz obok komfortu i dobrej lokalizacji, to najczęściej przewijająca się w ofertach deweloperów zaleta osiedla.
- Jak wynika z rozmów, które deweloperzy przeprowadzają z klientami w biurach sprzedaży, zamknięte osiedla są utożsamiane przede wszystkim z poczuciem bezpieczeństwa - wyjaśnia Konrad Płochocki.