Przeglądarka, z której korzystasz jest przestarzała.

Starsze przeglądarki internetowe takie jak Internet Explorer 6, 7 i 8 posiadają udokumentowane luki bezpieczeństwa, ograniczoną funkcjonalność oraz nie są zgodne z najnowszymi standardami.

Prosimy o zainstalowanie nowszej przeglądarki, która pozwoli Ci skorzystać z pełni możliwości oferowanych przez nasz portal, jak również znacznie ułatwi Ci przeglądanie internetu w przyszłości :)

Pobierz nowszą przeglądarkę:

Magazyn

25 grudnia 2018 r.
12:13

Kiedyś można było ich spotkać na ulicach Lublina. Opowieści o dźwiganiu, posyłaniu i znikaniu

Autor: Zdjęcie autora agdy

Do samej Wigilii kurierzy rozwozili paczki z gwiazdkowymi prezentami zamówionymi przez internet. Nikt ich dziś nie nazwie posłańcami, choć słowniki wyrazy „kurier” i „posłaniec” uważają za synonim. Ani tym bardziej tragarzami, bez względu na to jak ciężkie przesyłki muszą nosić. Tragarze i posłańcy zniknęli z języka tak, jak oni sami z lubelskich ulic. Ślady ich istnienia trafiły niczym paczki i pakunki na półki archiwum i bibliotek

AdBlock
Szanowny Czytelniku!
Dzięki reklamom czytasz za darmo. Prosimy o wyłączenie programu służącego do blokowania reklam (np. AdBlock).
Dziękujemy, redakcja Dziennika Wschodniego.
Kliknij tutaj, aby zaakceptować

Był rok 1901 kiedy Maria Antonina Ronikier wydała własnym nakładem „Ilustrowany przewodnik po Lublinie”. Jako czwartą ważną informację na początku 240 stronicowego wydawnictwa umieściła wykaz stanowisk, gdzie można znaleźć posłańców (po wyliczeniu połączeń kolejowych, cenniku dorożek i omnibusów). A można ich było wówczas zastać przy hotelu Europejskim i Wiktorya (róg Krakowskiego Przedmieścia i Kapucyńskiej - red.), a także przy cukierni Semadeniego (róg deptaka i ul. Staszica - red.).

Miedziane guziki, czerwone czapki

Autorka podała też cennik: od 10 kopiejek płaciło się im za odniesienie zwykłego listu w mieście. Jeśli mieli odnieść pakunek albo coś na przedmieścia Lublina: brali „stosownie do umowy”. Dla porównania: 10 kopiejek kosztował wówczas bilet na sezonowy omnibus jeżdżący od maja do września do uzdrowiska na Sławinku. 25 kopiejek płaciło się za kurs dorożki z Krakowskiego Przedmieścia na Czwartek czy Wieniawę. Najdroższy bilet do teatru („naprzeciw kościoła Wizytek”) był wówczas za 6 rubli i 60 kopiejek, najtańsze stojące miejsca na galerii kosztowały 20 kopiejek.

- Krakowskie Przedmieście miało wiele punktów budzących zainteresowanie. Jednym z nich był hotel „Europa” i „Wiktoria”, które intrygowały dzieci, a nawet dorosłych stojącymi przed nimi posłańcami w mundurach z miedzianymi guzikami i czerwonymi okrągłymi czapkami. Czekali na klientów, którzy powierzali im doręczenie listów i paczek lub różnych wiadomości. Zastępowali wtedy pocztę i telefon, który należał jeszcze do rzadkości - zaczęli znikać w miarę usprawniania poczty i rozpowszechnienia aparatów telefonicznych - opisywała posłańców Róża Fiszman-Sznajdman, która urodziła się w Lublinie w 1913 roku. Widziała ich co najmniej ćwierć wieku później niż Ronikierowa. Wynagrodzenie pobierali już nie w kopiejkach, tylko groszach i złotówkach.

Jednostajność i porządek

Zapamiętane przez małą Różę błyszczące guziki i czerwone czapki były atrybutami charakteryzującymi międzywojennych posłańców zrzeszonych w... związku zawodowym. W Lublinie działał oddział Polskiego Związku Zawodowego Chrześcijańskich Posłańców w którego statucie określano formę odzieży dla jak wyjaśniano „zachowania jednostajności, czystości i porządku”. W lecie nosili oni ciemnoszarą bluzę a w zimie tego samego koloru płaszcz z czerwonymi wypustkami na kołnierzu. Przepasani byli czarnym skórzanym pasem z metalowym numerem. Na czerwonej czapce z daszkiem mieli blachę miedzianą z napisem „posłaniec”. Jak zalecał statut związku, odzież miała być możliwie foremna i czysta.

Wśród dokumentów przechowywanych przez Archiwum Państwowe w Lublinie jest egzemplarz statutu Polskiego Związku Zawodowego Chrześcijańskich Posłańców z lutego 1921 roku i jego lubelskiego oddziału z 1922 roku. Określa on, że członkowie to posłańcy wyznania chrześcijańskiego o nieposzlakowanej uczciwości, umiejący czytać i pisać. Każdy, kto chciał do związku wstąpić, musiał mieć czterech członków, którzy go przedstawili zarządowi.

Prawem dozwolone zlecenia

Jak czytamy w statucie członkowie związku mieli za zadanie zadośćuczynienie potrzebom mieszkańców, jako też osób przyjezdnych. Mogli spełniać rozmaite - ale tylko prawem dozwolone - zlecenia za umówioną opłatę. Kupować dla klientów bilety, ekspediować i otrzymywać rzeczy i bagaże pasażerów „za kwitami z kolei”. Przenosić posyłki i ciężary, przenosić i przewozić różne ruchomości oraz listy. Zarząd związku wyznaczał też miejsca - stacje posłańców. Zwyczajowo było to przy hotelach, na głównych ulicach, przy ogrodach publicznych i bulwarach, na placach przy teatrach, bankach, stacjach dróg żelaznych i pocztowych. Generalnie tam „gdzie bywa więcej publiczności”.

By zapewnić porządek w stosunkach posłaniec - klient każdy członek związku miał swój numer a także imienną książeczkę ze znaczkami (markami). Marka składała się z dwóch części. Posłaniec musiał po przyjęciu zlecenia oderwać jedną część marki i wręczyć interesantowi. Była to forma pokwitowania. W książeczce wydawanej przez zarząd związku była też taksa czyli cennik zleceń.

- Przed „Europą” siedzieli posłańcy - dzisiaj zawód nieistniejący. Można było posłać kwiaty znajomemu. Dawało się tylko list, adres. Płaciło się dwa złote, dokładnie nie wiem, i on to zanosił pod wskazany adres. Przyjęte było posłanie kosza kwiatów. Z kwiatami ciętymi chodziło się do znajomych, ale kosz trzeba było dostarczyć przez posłańca. Taki był zwyczaj - mówi Olgierd Iwaszkiewicz i dodaje, że posłańcy byli w Lublinie nawet po II wojnie światowej. - Pamiętam taką Basię, której na imieniny posłałem kosz kwiatów. Wtedy też nie nosiłem tego kosza, tylko posłaniec zaniósł - wspomina pan Olgierd, rocznik 1927, którego relacja została zarejestrowana w ramach programu Historia Mówiona Ośrodka „Brama Grodzka - Teatr NN”.

20 kopiejek z początku XX wieku, 2 powojenne złote. Dzięki dokumentom, jakie w sprawie posłańców gromadził ówczesny magistrat, znamy taksy z lat 20. ubiegłego wieku. Lubelskie i warszawskie. Co ciekawe lubelscy posłańcy mieli życie lżejsze niż stołeczni. Dokładnie o kilogram.

Lublin droższy od Warszawy

Taksa dla posłańców za odniesienie listu lub pakunku nie przewyższającego 5 kg wagi w obrębie Warszawy (z wyjątkiem dzielnicy poza parkiem Łazienkowskim i Cytadelą): 50 groszy. Z odpowiedzią i czekaniem do 10 minut: 1 zł. Do dalszych dzielnic: 80 groszy, a z odpowiedzią i czekaniem do kwadransa stawka wzrastała do 1,40 zł.

W tym czasie w Lublinie posłaniec za kurs z posyłką nie cięższą niż 4 kg w śródmieściu pobierał 60 groszy, a 1 zł gdy brał za kurs z odpowiedzią pisemną lub ustną. Również 1 zł kosztowało dotarcie posłańca z czymś, co nie ważyło 4 kg do odległego uniwersytetu (czyli KUL - red.), na Wieniawę czy Czwartek. Do 1,50 wzrastała w takim wypadku taksa za powrót z odpowiedzią. W trzeciej strefie opłat były: stacja kolejowa, Kalinowszczyzna, Bronowice, Kośminek czy cukrownia. Wówczas brał 2,20 zł, a jeśli wracał z odpowiedzią: 3,20 zł i była to najwyższa stawka w cenniku lubelskich chrześcijańskich posłańców w latach 20. ubiegłego wieku.

Jeśli posyłka ważyła więcej niż 4 kg, interesant umawiał się na kwotę. Była jedynie jeszcze ustalona stawka za godzinę, bo można było wynajmować posłańca na czas. Oczekiwał on 1,50 zł za godzinę pracy, ale jeśli interesant potrzebował go na kilka (do ośmiu) wówczas płacił po złotówce.

Co ciekawe stołeczne stawki były niższe niż lubelskie. Tam posłaniec brał za pierwszą godzinę pracy 75 groszy, a za następny rozpoczęty kwadrans po 20 groszy. Na odpowiedz czekał ale dopiero po kwadransie naliczał dodatkowe 20 groszy. Lubelski posłaniec za półgodziny oczekiwania brał złotówkę.

Warszawa wprowadzała rozróżnienie finansowe za pracę posłańca od 8 rano do 8 wieczorem. Poza nimi interesanci płacili stawki wyższe o 50 proc. W lubelskim cenniku czegoś takiego nie ma. Podobnie jak uwagi, że za przeniesienie przedmiotów wymagających „szczególnej pieczołowitości” jak lustra, obrazy, dzieła sztuki obowiązuje „dopłata według dobrowolnej umowy”.

W Warszawie posłańcy zarejestrowani w magistracie płacili na rzecz miasta rocznie 2 zł. W dokumentach dotyczących lubelskich posłańców takie informacje się nie zachowały.

Władze związku pilnowały, by posłańcy nie konkurowali ze sobą przez zmniejszanie cen ani nie zmieniali miejsc swoich posterunków. Groziło za to wydalenie ze związku. Karane czasowym wydaleniem lub wykreśleniem ze związku były też przewinienia: kradzież, pijaństwo, awantury uliczne czy przestępstwa.

Porządnie przyłożyć obcym

Trudno dziś stwierdzić, czy posłańcy często byli karani za przestępstwa i awantury uliczne. Wydaje się jednak, że stojący niżej na społecznej drabinie tragarze byli bardziej skłonni do takich zachowań.

W „Ziemi Lubelskiej” w 1916 roku można było przeczytać o ich złym zachowaniu. Że umorusani smołą, mąką i innymi substancjami roztrącają publiczność i brudzą jej odzienie, chodzą środkiem chodnika z ciężarami na plecach, spychając przechodniów na sam środek ulicy, tamują ruch, uniemożliwiają przejście, a nade wszystko awanturują się, zachowują się chamsko i nieuprzejmie, głośno klną, biją między sobą, a nawet potrafią porządnie przyłożyć osobom zupełnie im obcym.

Możliwe, że to dlatego jesienią 1922 roku Kancelaria Rady Miejskiej przesłała do Wydziału Administracyjno-Przemysłowego Magistratu miasta Lublina uchwalone przepisy które miały obowiązywać tragarzy ręcznych i wózkowych. W myśl zawierającego osiem paragrafów dokumentu, tragarzami dysponującymi wózkami i tymi bez wózków nie mogą być osoby młodsze niż 18-letnie. Muszą być nieposzlakowane, moralnego prowadzenia się i dokładnie znające Lublin.

Magistrat wymagał od nich by nosili specjalne płócienne, granatowe bluzy i czapki, na których będzie widać metalowy numer. Każdy z tragarzy musi mieć kartę legitymacyjną. Czekać na zlecenie mogą tylko w wyznaczonych miejscach (stacjach) a ci, którzy będą czekać przy dworcu kolejowym nie maja prawa wchodzić do wnętrza. Tragarze, którzy będą spełniać dane im polecenia niedbale i niesumiennie mogą być pozbawieni prawa zajmowania się tym procederem. Paragraf 7 mówił, że zabrania się im noszenia i wożenia rzeczy, pakunków, towarów itp. po trotuarach i drogach dla pieszych. Listę zasad kończyła groźba o pociąganiu do odpowiedzialności sądowej za przekroczenie niniejszych przepisów.

Tak musiała wyglądać i zachowywać się elita tragarska. Osoby pamiętające przedwojenny Lublin mówią raczej o czekających na zlecenie biedakach ubranych w łachmany i połatane rzeczy, przepasanych sznurem potrzebnym do przenoszenia cięższych ładunków. Potwierdzają to nieliczne stare fotografie.

Stacje i referencje

Stanowisko w sprawie ulokowania w Lublinie stacji dla tragarzy zajmował komendant policji Państwowej powiatu Lubelskiego. W 1923 roku wskazał trzy miejsca: plac pod Magistratem od strony targu (dziś ul. Bajkowskiego - red.), targ przy ul. Lubartowskiej i plac targowy przy zbiegu ul. Foksal (dziś 1 Maja - red.) z Bychawską.

Żeby być wpisanym do wykazu tragarzy zamieszkałych w Lublinie, którym wydano legitymację na rok 1923 trzeba było złożyć podanie. Niektórzy przedkładali też zaświadczenia, najprawdopodobniej wystawione przez przedsiębiorców u których pracowali. Między zachowanymi aktami są zapisane karteluszki, bibułki, strony notesów.

Niniejszym stwierdzamy, iż Aszyk Zangzamer zamieszkały w Lublinie jest nam znany jako tragarz zajmujący się tą pracą już od dłuższego czasu. Spółka Ekspedycyjna Spół. z Ogr. Odp. (podpis nieczytelny).

Niniejszym zaświadczamy, że Icek Słabizner jest tragarzem. Zaświadczenie wypisane na druku rachunku (noty) Magazynu Mebli H. Gladsztajn, Lublin ul. Nowa nr 3, obok Bramy Krakowskiej podpisał właściciel.

Niniejszym zaświadczam, że Mosze (nazwisko nieczytelne) jest tragarzem. Podpis nieczytelny i pieczątka: Skład win i wódek B. Feder w Lublinie.

Podania o wydanie legitymacji też mają już po 95 lat. Zwracają uwagę tym, że na jednym dokumencie prosi o to kilku tragarzy. Wiele z tych próśb, sadząc po charakterze pisma i kolorze atramentu, pisała ta sama osoba. Dopiero adnotacje wyjaśniają sprawę: „wszyscy wyżej wymienieni petenci są niepiśmienni” albo „za niepiśmiennego podpisał się...”

171 silnych mężczyzn

- Obraz ulicy Lubartowskiej byłby niepełny bez wymienienia tragarzy, którzy tworzyli charakterystyczny jej element. Stali oni zwykle grupami i czekali na klientów, którzy wynajęliby ich do dźwigania ogromnych ciężarów na długie dystanse. Pracę tę wykonywali tylko silni, barczyści mężczyźni. Żyły na ich rękach były zawsze nabrzmiałe jak postronki, a dłonie pełne odcisków. Tragarze byli solidarną grupą, zorganizowaną w związku zawodowym kierowanym przez Lajbla Lerera, znanego działacza bundowskiego - opisywała tragarzy Róża Fiszman-Sznajdman, która przed wojną mieszkała przy ul. Lubartowskiej. Możliwe, że wspominani przez autorkę „Mojego Lublina” nie są bezimienni, pracowali legalnie i znajdują się na magistrackim wykazie z 1923 roku.

Tych kilka kart kancelaryjnego papieru w linie, to może być jedyny ślad istnienia... Spis tragarzy, którzy na 1923 rok dostali legitymację zawiera 171 (!), wyłącznie żydowskich imion i nazwisk. Są tam też adresy tych ludzi. Wieniawa 41, Podzamcze 4, Lubartowska 40, Lubartowska 37, Czwartek 18, Ruska 27, Kowalska 15, Ruska 22, Św. Mikołaja 21, Kalinowszczyzna 37...

Ale nie tylko żydowscy tragarze ciężko pracowali w Lublinie. Polacy także zarabiali w ten sposób. Opowiada o nich na przykład Josef Bass, który urodził się w 1923 roku i mieszkał z rodziną przy ul. Królewskiej. Jego ojciec handlował węglem, który sprowadzał ze Śląska. - Na ogół w żydowskiej dzielnicy pracowali tragarze Żydzi. Nosili mąkę czy sól, które sprowadzali hurtownicy. Ale u nas w składach węgla pracowali Polacy - wspominał pan Josef. Z relacji uczestnika programu Historia Mówiona wynika, że tragarze ze składu węgla wiedzieli, gdzie jego ojciec wysyłał pełną furmankę, szli pod ten adres i tam rozładowywali zakupiony węgiel. Mieli na plecach specjalne skrzynie w których znosili go do piwnic czy komórek.

U Tragarzy Zwłok

Ale zdecydowana większość tragarzy to byli Żydzi. Nieformalnym miejscem ich spotkań była istniejąca do dziś przy ul. Lubartowskiej synagoga „Chewra Nosim” (Tragarzy Zwłok). Przychodzili tu pobożni Żydzi ale też ci, którzy po ciężkiej pracy chcieli odpocząć, zagrzać się czy nawet zdrzemnąć na jednej z ław.

W nieistniejącym piętrowym domu z poddaszem, który przy ulicy Ruskiej 29 była synagoga Tragarzy. Bożnica cechu tragarskiego w Lublinie, której właścicielem był Icek Cukierfajn zniszczona została podczas wojny.Agdy

Korzystałam z www.historiamowiona.teatrnn.pl, Adam Kopciowski „Silni, muskularni, ogorzali od słońca. Opowieść o tragarzach z dzielnicy żydowskiej”, Tadeusz Radzik „Żydzi w Lublinie. Materiały do dziejów społeczności żydowskiej Lublina”.

Czytaj więcej o:

Pozostałe informacje

Przemysław Kusiak to jeden z liderów Matematyki

LNBA: Potrzebne będą trzecie mecze

W sobotę rozegrano drugie mecze półfinałowe w Konferencji A. Zwycięstwa odniosły w nich zespoły Patobasket i Matematyki, co oznacza, że do wyłonienia finalistów będą potrzebne trzecie spotkania.

Duch Seattle w Lublinie ! Grunge’owy hołd w Zgrzycie
koncert
5 kwietnia 2025, 19:00

Duch Seattle w Lublinie ! Grunge’owy hołd w Zgrzycie

W lubelskiej Fabryce Kultury Zgrzyt w sobotę, odżyje duch Seattle lat 90. Ze sceny popłyną brudne gitarowe brzmienia i chropowate wokale – zupełnie jak w klubach Seattle sprzed trzech dekad. Znów powrócą wspomnienia przy takich utworach jak: „Smells Like Teen Spirit”, „Would”, „Jeremy”, „Alive”, „Black Hole Sun” i innych. To nie będzie zwykły koncert, lecz muzyczna podróż w czasie: w rocznicę śmierci Kurta Cobaina i Layne’a Staleya Lublin odda im szczególny hołd.

Moto Session 2025: Samochody, pokazy i goście specjalni

Moto Session 2025: Samochody, pokazy i goście specjalni

Szybkie, drogie i luksusowe. Przerobione i dopieszczone. Plus pokazy stuntu i driftu, czyli dwa dni z motoryzacją w najlepszym wydaniu. W weekend w Lublinie: Moto Session 2025.

Filip Wójcik to kolejny zawodnik, który zostaje w Motorze na następny sezon

Kolejny piłkarz Motoru Lublin podpisał nowy kontrakt

W ostatnich dniach Motor Lublin przedłużył umowy z trzema piłkarzami. Najpierw nowe kontrakty podpisali: Michał Król i Mathieu Scalet, a we wtorek żółto-biało-niebiescy poinformowali, że w klubie zostaje także Filip Wójcik. Wszyscy związali się z beniaminkiem PKO BP Ekstraklasy na kolejny rok.

Premiera w Teatrze Osterwy: Niewiarygodna historia Małej S.
foto
galeria

Premiera w Teatrze Osterwy: Niewiarygodna historia Małej S.

Trwają przygotowania do sobotniej premiery „Niewiarygodnej historii Małej S.” w lubelskim Teatrze im. J. Osterwy. Będzie to pierwszy – po dłuższej przerwie – spektakl przeznaczony dla najmłodszej widowni.

"Najważniejszy egzamin w ich życiu". Przyszli adwokaci mierzą się z zagadnieniami prawnymi
ZDJĘCIA

"Najważniejszy egzamin w ich życiu". Przyszli adwokaci mierzą się z zagadnieniami prawnymi

Egzamin jest bardzo długi i trudny - mówi przewodniczący komisji. Po studiach i trzech latach aplikacji przyszedł czas na cztery dni egzaminów z różnych zagadnień prawa. W Lublinie rozpoczął się egzamin adwokacki.

Koniec negocjacji z wykonawcami pierwszej polskiej elektrowni jądrowej

Koniec negocjacji z wykonawcami pierwszej polskiej elektrowni jądrowej

Zakończono negocjacje umowy pomostowej z wykonawcami pierwszej elektrowni jądrowej – poinformował we wtorek premier Donald Tusk. Obecny plan zakłada, że prąd z pierwszej polskiej elektrowni jądrowej popłynie do sieci w 2036 roku.

Jaki zawód na przyszłość? Dzień otwarty w ZSChIPS
ZDJĘCIA
galeria

Jaki zawód na przyszłość? Dzień otwarty w ZSChIPS

Cukiernik, optyk, ratownik medyczny, czy klasa psychologiczno-medyczna. Przed nami egzamin ósmoklasisty, a potem wybór szkoły średniej. Zespół Szkół Chemicznych i Przemysłu Spożywczego zaprosił swoich potencjalnych, przyszłych uczniów.

To nie rzemiosło, to sztuka. Najlepsi młodzi fryzjerzy w akcji
ZDJĘCIA
galeria

To nie rzemiosło, to sztuka. Najlepsi młodzi fryzjerzy w akcji

Magia i Fantazja – takie było hasło tegorocznej, XIV edycji Ogólnopolskiego Konkursu Fryzjerskiego „Najlepszy uczeń w zawodzie fryzjer”. Uczestnicy konkursu puścili wodzę fantazji i swoje wyobrażenia przełożyli na włosy modelek.

Łukowskie PEC

Brakuje milionów i nie mogą ruszyć z budową elektrociepłowni. Będzie wniosek

Łukowskie Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej nie może ruszyć z budową nowej elektrociepłowni, bo oferty firm są droższe niż założony kosztorys. Miasto szuka nowych możliwości w Narodowym Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej.

Pisze dla innych, a teraz opowie swoją historię – Igor Jaszczuk w (Nie)Wyparzonej Gębie
(Nie)Wyparzona Gęba
film

Pisze dla innych, a teraz opowie swoją historię – Igor Jaszczuk w (Nie)Wyparzonej Gębie

Po 25 latach milczenia Igor Jaszczuk wraca na scenę – bez presji wytwórni, za to z wielką autentycznością. Jego najnowszy singiel „Baobab” to nostalgiczna podróż do czasów młodości, spotkań pod drzewem, które stało się symbolem twórczych początków. Artysta, znany jako autor hitów dla innych, zaśpiewa własnym głosem.

Aleksandra Tomczyk

Aleksandra Tomczyk zostaje w Lublinie

Chociaż od dłuższego czasu nie ma jej w składzie MKS FunFloor, to Paweł Tetelewski nie wahał się przedłużyć umowy z Aleksandrą Tomczyk. 30-letnia rozgrywająca podpisała nowy kontrakt, chociaż na razie musi skupić się na leczeniu kontuzji.

Jedną z atrakcji Dnia otwartego na Politechnice Lubelskiej był tunel aerodynamiczny
galeria

Politechnika Lubelska: Informatyka, innowacje i rekrutacja

Był tunel aerodynamiczny i programowanie robotów. Były długopisy 3D i e-oko w inżynierii. A przede wszystkim: była możliwość lepszego poznania uczelni. Jak wyglądał Dzień Otwarty na Politechnice Lubelskiej?

Inspektor Andrzej Mioduna
KADRY

Komendant Wojewódzki Policji w Lublinie ma nowego zastępcę

Inspektor Andrzej Mioduna był komendantem w Janowie Lubelskim i w Zamościu. Teraz objął stanowisko p.o. Zastępcy Komendanta Wojewódzkiego Policji w Lublinie.

Cztery dni egzaminów i droga do zostania radcą prawnym otwarta
ZDJĘCIA
galeria

Cztery dni egzaminów i droga do zostania radcą prawnym otwarta

Blisko 100 osób, cztery dni egzaminów, trudne zadania, a na końcu upragniony tytuł. W Lublinie rozpoczął się egzamin radcowski. Po jego zdaniu aplikanci będą mogli nazywać się radcami prawnymi.

ALARM24

Masz dla nas temat? Daj nam znać pod numerem:
Alarm24 telefon 691 770 010

Wyślij wiadomość, zdjęcie lub zadzwoń.

kliknij i poinformuj nas!

Najczęściej czytane

Dzisiaj · Tydzień · Wideo · Premium