Nie będzie prosić rodziców o kieszonkowe, nie musi odkładać, by kupić sobie samochód. Za kilka dni Dagna skończy 19 lat.
Niedziela, godz. 18. Dagna zasiada przed telewizorem w mieszkaniu na Czechowie, gdzie mieszka z rodzicami, dwiema siostrami i bratem. Na ekranie też ona. Bo "Milionerzy” z jej udziałem telewizja TVN nagrała miesiąc temu.
- Dobrze że emisja była już po ustnej maturze z polskiego, bo jeszcze bym nie zdała - śmieje się dziś Dagna. - Zabawne, ale pierwszych pięciu pytań w ogóle nie pamiętałam.
Zapamiętała za to te dwa ostatnie. To, które dało jej pół miliona i to za milion, przy którym bała się ryzykować.
Załadowane przez: Dziennik Wschodni. Realizacja: Agnieszka Mazuś
500 tys. zł do wzięcia
- Nie znałam odpowiedzi na to pytanie. Strzeliłam. Zresztą tak, jak i na trzy poprzednie - opowiada Dagna.
Do wyboru Chmielowski, Gloger, Krasicki, Olgerbrand. Dagna rezygnuje, potem zmienia zdanie i stawia na Chmielowskiego. - Bo ma polskie nazwisko i nie jest Krasickim - tłumaczy prowadzącemu. Potem znów rezygnuje, by na koniec poprosić o zaznaczanie pierwszej odpowiedzi. Trafia.
- Po programie przeglądałam notatki z polskiego. Szukałam, czy gdzieś tego nie przerabialiśmy - opowiada.
Gramy o milion
Hubert Urbański i czyta kolejne pytanie. Za milion. "Który aktor urodził się w roku opatentowania kinematografu braci Lumiere?” Rudolf Valentino, Charlie Chaplin, Humphrey Bogard czy Fred Astaire?
Dagna zna dość dokładną datę opatentowania urządzenia, ale rezygnuje. - W zeszłym roku robiłam prezentację o kinematografie na wiedzę o kulturze. Ale nie byłam pewna. Bałam się też, że wszyscy powiedzą, że byłam zbyt chciwa.
Nie wydam, zainwestuję
Niewysoka, roześmiana, jeszcze ładniejsza niż na ekranie telewizora. Spodnie rurki, zielona kurtka, jedyne ozdoby to buty na wysokim obcasie i duże czerwone kolczyki. Wcale nie wygląda na kogoś, kto ma pół miliona na koncie. - Bo jeszcze nie mam - śmieje się Dagna. - Dostanę przelewem to, co zostanie po odjęciu podatku. Podobno jakieś 450 tysięcy.
Co z tym zrobi? - Żadnych zakupów, typu mieszkanie, nie planuję. Chcę zainwestować, ale jeszcze nie wiem w co - mówi. Dodaje, że na razie kupi sobie samochód. Ale jeszcze nie wie jaki. - Musi mieć ładny kolor - uśmiecha się słodko.
Postów lepiej nie czytać
- Czytałam i przeraziłam się. Najbardziej tymi postami, że jestem rodzajem czarownicy, czy że miałam słuchawkę w uchu. Ja nie jestem żadnym robotem - denerwuje się Dagna.
Więc jak to zrobiła? - Nie pojechałam tam po pieniądze. Chciałam zobaczyć miasto i studio telewizyjne. Dlatego nie miałam żadnej presji, nie było żadnego telepania rąk. Myślę, że młodym ludziom, którym tak nie zależy, jest łatwiej ryzykować.
TNV zwraca koszty przyjazdu i pobytu w Krakowie. Program, w którym Dagna wzięła udział, nagrywano dwa dni. Na antenę trafił miesiąc później. Przez ten czas nie wolno jej było zdradzić, czy i ile wygrała.
- Wszyscy uczestnicy podpisują umowę, że nikomu nie zdradzą, jak poszła im gra. Za jej złamanie płacą nam odszkodowanie - informuje Marta Hopfer z TVN.
Jak się tam dostać
Potem odpowiedziała na pytanie, które przyszło też SMS-em, wypełniła ankietę, a po rozmowie z konsultantem zakwalifikowała się do programu. - W tym telefonicznym castingu pytamy kandydata o rzeczy, które podał w ankiecie jako swoje zainteresowania. Jeśli go przejdzie, dostaje się do programu - informuje Hopfer.
Już w studiu trzeba popisać się refleksem. Naprzeciwko Huberta siada tylko ten, kto na pytanie odpowie najszybciej.
- W zależności od "jakości” graczy gra cztery lub jedna osoba z dziesięciu. Wszystko zależy od tego, jak szybko odpadają - tłumaczy Marta Hopfer.
Dagna próbowała dwa razy. - Na pierwsze pytanie nie odpowiedziałam, bo było o wędkarstwie. W drugim chodziło o uszeregowanie kontynentów od największego do najmniejszego - opowiada.
Miesięcznie do TVN przychodzi kilkaset SMS-ów. Do programu dostaje się kilkanaście osób. - Nie warto wysyłać po kilka sms-ów, bo i tak nie będziemy kilka razy dzwonić do tej samej osoby - mówi Hopfer.
Niezobowiązujące obietnice
- Chodziło mi raczej o to, by zwrócić uwagę na ten problem. Wolałabym dać na chore dzieci niż na szkołę, bo od tego są odpowiednie organy. To nie uczeń powinien się zajmować takimi sprawami - mówi.
Ale dyrektor III LO im. Unii Lubelskiej i tak się cieszy. - Najbardziej budujące jest to, że w tym stresie pamiętała o swojej szkole - mówi Anna Suszyna.
Dagna nie ma innych zobowiązań. - Jak szłam do programu, to wiele osób wymusiło na mnie obietnice pewnych korzyści. Ale większości obiecałam, że zrobię to, jak będę miała milion. Więc chyba nie jest to zbyt zobowiązujące?