Rozmowa z Andrzejem Kubisiakiem, ekspertem ds. rynku pracy w Polskim Instytucie Ekonomicznym.
• W ubiegłym tygodniu zapadła decyzja o opóźnieniu brexitu do 31 października. To dobra wiadomość dla Polaków mieszkających w Wielkiej Brytanii?
– Tak naprawdę wciąż wiele nie wiemy i nie jesteśmy mądrzejsi, niż kilka miesięcy temu. Zmieniło się to, że Brytyjczycy będą mogli głosować w majowych wyborach do Parlamentu Europejskiego. Ale na stole nadal mamy trzy, a nawet cztery scenariusze brexitowe. Pierwszy to wspomniany twardy brexit, czyli wyjście bez umowy. Drugi jest taki, że Brytyjczycy jednak dogadają się z Unią Europejską - a przede wszystkim między sobą - i będą w stanie przyjąć porozumienie, które będzie negocjowane. Trzeci to całkowite wycofanie się z tego procesu. Jest jeszcze czwarta możliwość, która polegałaby na tym, że brexit będzie sagą ciągnącą się przez kolejnych kilka miesięcy, a nawet lat, bo będzie opóźniany z różnych przyczyn technicznych lub formalnych. W takiej sytuacji Wielka Brytania mogłaby chociażby uczestniczyć w podziale funduszy unijnych w nowej perspektywie ich wydatkowania.
Z perspektywy Polaków mieszkających w Wielkiej Brytanii najlepszym rozwiązaniem byłoby, gdyby do brexitu w ogóle nie doszło. Wówczas ich status by się nie zmieniał, mogliby tam dalej pracować i żyć na takich samych warunkach, jak w każdym innym kraju Unii Europejskiej. Twardy brexit może być dla nich komplikacją.
• Dlaczego?
– Do tej pory mogli korzystać na przykład z systemu opieki zdrowotnej na podstawie tego, że byli ubezpieczeni, mieli dostęp do opieki społecznej w ramach jednolitego rynku i funkcjonowania w Unii Europejskiej. Brak umowy przekreśli takie rozwiązania i spowoduje, że status Polaków będzie nieuregulowany.
Co prawda pojawiają się deklaracje ze strony premier May, że Polacy będący na Wyspach mogą spać spokojnie i nikt nie będzie im zabierał dotychczasowych praw. Ale trzeba pamiętać, że jej pozycja jest dość skomplikowana i dopóki te zapewnienia nie zostaną spisane i przyjęte przez parlament, mogą być tylko pustymi słowami pani premier, która sama zapowiedziała, że niedługo może złożyć urząd i pożegnać się ze stanowiskiem.
W takich warunkach nasi rodacy nie mogą czuć się do końca bezpiecznie, stąd wielu z nich występuje o status osoby, która może przebywać na Wyspach długoterminowo. Są to głównie ci, którzy mieszkają tam co najmniej od pięciu lat. Taka procedura już funkcjonuje. Przyznanie takiego statusu gwarantuje zachowanie dotychczasowych praw.
• A co oznaczałby drugi scenariusz, czyli przyjęcie porozumienia?
– Diabeł jak zwykle tkwi w szczegółach. W wielu sytuacjach będzie to rozwiązanie regulujące pobyt Polaków w Wielkiej Brytanii. W tym przypadku również warto będzie występować o zaświadczenia dotyczące stałego czy tymczasowego pobytu. To, co zmieni się zdecydowanie, to możliwość przyjazdu do pracy. Brytyjski rząd przygotował reformę związaną z kwestiami imigracyjnymi, zresztą uregulowanie przypływu nowych osób na Wyspy było jednym z głównych wątków referendum brexitowego. Nowa polityka imigracyjna zakłada, że osoby, które mają wyższe wykształcenie i będą pracować w zawodach specjalistycznych, a ich zarobki będą przekraczać 30 tys. funtów rocznie, będą miały uproszczoną procedurę i ścieżkę dostania się na tamtejszy rynek pracy. Otrzymają pozwolenie na pracę na okres pięciu lat. W przypadku tych, którzy mają wykonywać bardziej podstawowe zajęcia i będą zarabiać poniżej 30 tys. funtów rocznie, pozwolenie będzie mogło być przyznane tylko na pół roku. Same procedury będą tu bardziej skomplikowane i regulowane na poziomie ilościowym.
Paradoksalnie, Polacy pracujący obecnie w Wielkiej Brytanii i mający uregulowany status, na brexicie mogą skorzystać. Napływ dodatkowych rąk do pracy, czyli konkurencji dla nich, będzie mniejszy.
• Czy po rozpoczęciu procesu związanego z brexitem widać mniejsze zainteresowanie Polaków wyjazdami zarobkowymi do Wielkiej Brytanii?
– Należy podkreślić, że w ogóle skłonność Polaków do migracji bardzo spadła. W ostatnich kilku latach na polskim rynku pracy notujemy poprawę. Powoduje to, że wiele osób nie jest zmuszonych do opuszczania kraju. Natomiast ci, którzy decydują się na wyjazd, chętniej wybierają inne kierunki niż Wielka Brytania. Głównym kierunkiem migracji są dziś Niemcy, głównie ze względu na bliskość geograficzną, ale i stabilność polityczną i gospodarczą. To także bardzo chłonny rynek pracy.
Wielka Brytania wiąże się obecnie z dużą niepewnością. Oczywiście część osób wciąż tam wyjeżdża, ale już nie z taką świadomością, że są to takie wyjazdy, jak jeszcze kilka, czy kilkanaście lat temu. Co ciekawe, według danych brytyjskiego urzędu statystycznego, pod koniec ubiegłego roku odnotowano pierwszy od 2004 roku spadek liczby Polaków na Wyspach. Nie był on może bardzo znaczący, bo o 40 tys. osób przy ponadmilionowej populacji, ale świadczy to o tym, że pewien odpływ następuje, a na pewno nie ma tak dużego przypływu, jakie były wcześniej.
To pokazuje, że część osób rezygnuje z pobytu w Wielkiej Brytanii. Część nie wybiera tego kraju ze względu na to, że są dostępne inne opcje w ramach Unii Europejskiej, które nie wiążą się z ryzykiem. Pamiętajmy, że poza pozwoleniami na pracę wrócą rzeczy, które możemy pamiętać sprzed 2004 roku. Chodzi np. o kontrole graniczne, paszportowe czy nawet dostępność samego wjazdu.
• A co z gospodarką?
– Twardy brexit może mieć daleko idące skutki gospodarcze dla całego rynku. Prognozy wielu międzynarodowych instytucji mówią o tym, że Wielka Brytania na skutek braku umowy brexitowej może się otrzeć o recesję, albo w ogóle w nią wpaść. Wzrost gospodarczy może być ujemny, co wpłynęłoby na funkcjonowanie brytyjskiego rynku pracy, który obecnie jest w bardzo dobrej kondycji. Ale gospodarka, która hamuje i wpada w recesję nie generuje specjalnie nowych miejsc pracy i to może być czynnik dodatkowo wypychający część Polaków z Wielkiej Brytanii.
Należy pamiętać, że poza wszystkimi kwestiami prawnymi i migracyjnymi historiami osób związanych z tym rynkiem, brexit niesie za sobą ryzyko makroekonomiczne. Debata wokół wyjścia z umową bądź nie jest o tyle kluczowa, że twardy brexit byłby jak odcinanie narządów siekierą, a nie skalpelem. W takiej sytuacji może dojść do nieprzewidzianych perturbacji. Dyskusje w tej sprawie trwają już prawie trzy lata i funkcjonowanie w takiej niepewności zarówno przez przedsiębiorców, jak i obywateli poszczególnych państw, nie działa na korzyść brytyjskiej gospodarki, która nie rozwija się już tak, jak przed referendum. Co więcej, politycy w Wielkiej Brytanii i całej UE większość swoich działań kierują na to, by wybrnąć z tego impasu, zamiast zajmować się bieżącymi i ważnymi tematami na agendzie ekonomicznej czy społecznej.
• Czy obawy polskich firm eksportowych związane z brexitem są słuszne?
– Trzeba powiedzieć wprost, że opuszczenie przez Wielką Brytanię Unii Europejskiej nie jest korzystne dla nikogo, ani dla Brytyjczyków, ani dla pozostałych unijnych gospodarek. Robiliśmy ostatnio analizę dotyczącego wpływu twardego brexitu na polski eksport do Wielkiej Brytanii, a pamiętajmy, że Wielka Brytania jest pod tym względem trzecim partnerem handlowym dla Polski. Wyjście z Unii bez umowy przełożyłoby się na to, że nasz eksport mógłby spaść o ponad 3 proc. To miałoby wpływ na kondycję firm eksportujących towary w tym kierunku, głównie tych z branży spożywczej, która jest w tym względzie dominująca. Dotyczyłoby to też sektora motoryzacyjnego, który w ramach przygotowania części czy podzespołów, wysyła je później na Wyspy. To odbiłoby się też na zatrudnieniu w tych firmach w Polsce.
Na pewno brexit będzie uciążliwością dla firm transportowych. Ta branża działa w Polsce bardzo prężnie, jesteśmy jednym z najsilniejszych graczy w Europie. W warunkach, gdy pojawią się kontrole celne, dodatkowe opłaty i wymogi związane z wjazdem na teren Wielkiej Brytanii transport będzie utrudniony.
• A czy w brexicie można się dopatrywać jakichkolwiek pozytywów?
– Mówiąc szczerze, nie ma ich zbyt wiele. Z perspektywy polskiej gospodarki jedynym może być to, że w warunkach pogorszenia się sytuacji na brytyjskim rynku pracy część Polaków może zdecydować się na powrót do kraju. Z perspektywy naszego rynku, który obecnie jest dość chłonny i potrzebuje pracowników, to mogłoby być korzyścią.