Pierwszego Idola wygrała Ala Janosz. Nagrała płytę. I przepadła. Drugiego Idola wygrał młody chłopak z Lublina, Krzysztof Zalewski.
I też nagrał płytę. Pamiętają o niej tylko jego rodzice i najbliżsi znajomi. A trzeciego Idola wygrała Brodka. Nagrała płytę. Kupiło ją grubo ponad 20 tysięcy osób. Sama Brodka szturmem wspina się na samą górę polskiego show-biznesu
Jazzowa góralka Brodka też grała.
I chodziła do podstawowej szkoły muzycznej. Ukończyła klasę skrzypiec. Jeździła po kraju z zespołami ludowymi. I pewnie dalej by to robiła. A potem np. została pracownicą beskidzkiego domu kultury, gdzie uczyłaby dzieci gry na skrzypcach i zaszczepiała im miłość do góralskich przyśpiewek.
Ale stało się inaczej.
- Pochodzę z góralskiej rodziny - mówi Monika Brodka. - Ale to nie znaczy, że muszę słuchać tylko góralskiej muzyki. Ja szukałam własnej muzyki.
I znalazła. Amerykański soul i R`nB, czyli gatunki raczej mało znane w okolicach Żywca i w ogóle w Polsce. Mało tego: nastoletnia Brodka dwukrotnie uczestniczyła w warsztatach wokalistyki jazzowej, prowadzonej w Krakowie przez słynnego amerykańskiego nauczyciela Geralda Trottmana. To człowiek, który współpracował z Mariah Carey i Whitney Houston.
Ale to nie jest powód, żeby w pół roku zostać gwiazdą.
Bo na takich warsztatach słyszało ją kilkanaście osób.
Wkrótce usłyszało ją parę milionów osób.
Wszyscy chwalą
Przed trzecią edycją programu "Idol” ekipa telewizyjna ruszyła w Polskę. Wcześniej castingi organizowano tylko w największych miastach. Dla niektórych było to za daleko. Albo było im szkoda czasu i pieniędzy na bilet. A "Idol” sam do nich przyjeżdżał. A skoro tak, to może by spróbować? - Sama się zgłosiłam. Nikt mnie nie musiał namawiać - mówi Brodka.
Już po kilku pierwszych odcinkach mała, zadziorna góralka została ulubieńcem widowni i jury. Chwaliła ją Zapendowska, zachwycali się Cygan i Leszczyński. Nawet ponury i wiecznie niezadowolony Maleńczuk chwalił Brodkę. Tyle że wcześniej wszyscy chwalili Janosz. Albo Zalewskiego.
A tylko Brodka naprawdę dobrze rozpoczęła karierę. Dlaczego?
- A nie wiem. Ludzi by trzeba zapytać - mówi Brodka. - Może było zapotrzebowanie na taką Brodkę? Poza tym, nie ukrywam, miałam świetną promocję i ludzie mi zaufali. Ale ja nie jestem gwiazdką jednego sezonu. Mam coś do powiedzenia.
Szok kulturowy
Po "Idolu” życie Brodki przyspiesza. Dziewczyna przenosi się do Warszawy. Idzie do nowej szkoły. Poznaje nowych ludzi. A oprócz tego wszystkiego musi ciężko pracować. - To był szok kulturowy - śmieje się Brodka. - Ale jest w porządku. W szkole dla wszystkich byłam nowością, ale w końcu mnie zaakceptowali i obyło się bez większych docinków. Zresztą takie rzeczy to mnie ani ziębią, ani grzeją.
Trochę gorzej było z nauczycielami.
Po pierwsze, jaki nauczyciel lubi gwiazdy w klasie?
Po drugie, jaki nauczyciel potraktuje ulgowo 17-latkę, o której przeczytał we wczorajszym tabloidzie, że znowu całą noc szalała w nocnym klubie czy na innym bankiecie. Że po raz kolejny wdała się w nowy romans. Że to, że tamto.
A parę takich artykułów o sobie Brodka już widziała. - Bzdury straszne - kwituje. - Buntuję się przeciw temu jak każdy. Ale takie są realia show-biznesu. Trzeba się z tym pogodzić.
Jakby się ktoś pytał, to Brodkę "wrobiono” już w romans z Marcinem Prokopem, didżejem Adamusem i aktorem Pawłem Wilczakiem.
Zakazane kapcie
A w Twardorzeczce było tak spokojnie. Wspaniali ludzie, znajomi... - Strasznie mi tego brakuje. Gór, psa rodziny - wylicza Brodka. - "Idol” to była rozpędzająca się machina. Ale tak naprawdę to się zaczęło dopiero potem.
Brodka codziennie chodzi do szkoły. A zdążyła już nagrać płytę. Były też teledyski i coraz więcej koncertów. To może zmęczyć każdego. Brodka narzeka, że już nie pamięta, kiedy spała 12 godzin. Jak zwykła dziewczyna ma anginę, to idzie na zwolnienie. A jak Brodka ma anginę, to przyjeżdża do Lublina i gra koncert na placu Zamkowym. I to jeszcze przed Kayah. I co z tego, że lekarz zalecił odpoczynek? W tym biznesie nie ma zmiłuj. - Trzeba być twardym. I upartym. Ja jestem.
To za mało.
Trzeba jeszcze iść na kompromisy. - Strasznie mi przeszkadza, że muszę dobrze wyglądać. Że każdy patrzy, jak się ubrałam i co mam na głowie. Nie mogę się przejść po ulicy w kapciach, bo zaraz będzie zdjęcie w "Super Expressie”. Masakra jakaś.
Niech gadają. Byle słuchali
O uparciuchach często mówi się, że to ludzie, którzy wiedzą, czego chcą. Brodka wie. - Chcę osiągnąć status szanowanej wokalistki. Nie chcę być atrakcją sezonu. Mogą o mnie mówić, co chcą, byle moja muzyka była dobra. Żeby mnie ludzie za to szanowali.
W sumie zaskakujące słowa jak na 18-latkę. I to taką, której w rok przewróciło się do góry nogami całe życie.