29 lat temu, 10 maja Jan Wolski, mieszkaniec Emilcina jechał wozem konnym z sąsiedniego pegeeru. Nagle ujrzał dwóch małych ludzików w obcisłych, czarnych kombinezonach.
Emilcin to mała wieś koło Opola Lubelskiego. Nie wyróżniałaby się niczym spośród innych wsi, gdyby nie wydarzenie sprzed lat. 10 maja około 5 nad ranem rolnik Jan Wolski spotkał na polanie kilka małych istot, które nazwał "potworakami”. Miały one na sobie ściśle przylegające do skóry czarne kombinezony i zielone twarze. Nad ziemią unosił się błyszczący pojazd o kształcie przypominającym autobus. Przybysze porozumiewali się między sobą piskliwym skrzekiem. Poddali rolnika bezbolesnym badaniom. Nagiego prześwietlali za pomocą dwóch talerzyków.
Potem pozwolili mu odejść.
Ocalić od zapomnienia
- Jestem tu jednym z najstarszych ludzi. Pamiętam ten dzień jakby to było wczoraj - mówi 73-letni Stanisław Bakalarz. - Wolski był moim sąsiadem. Nasze pola były obok siebie. Po tym, jak ufoludki go wypuściły, zawołał mnie, żeby pokazać mi ślady.
Bakalarz widział w lasku na trawie ślady małych stópek i rozlany smar. - Janek był bardzo wzburzony. Mówił, że ich maszyna nie wylądowała na ziemi, tylko wisiała w powietrzu. Mieli na głowie zielone maski, pewnie nie mogli bez nich oddychać. Kosmici kazali mu się rozebrać, badali go, ale najbardziej chichotali na widok jego paska - wspomina pan Stanisław.
Uwierzył Wolskiemu? - Od razu. To nie był jakiś pijak czy oszust. Był religijny, chodził do kościoła, nie zmyśliłby tego - Bakalarz nie ma wątpliwości. Potwierdzają to inni.
Diabelski kamień
Wiele lat wcześniej ojciec Jana Wolskiego wziął kamień z łąki i podłożył pod stodołę jako fundament. Tak się kiedyś robiło.
- Podobno wtedy zaczęły się dziać różne dziwne rzeczy. Moja mama mówiła, że w całej wsi nie padał grad, tylko u nich. Zniszczyło im wtedy cały sad. Potem krowy im padały, stodoła się spaliła. Niczym się nie dało tego wytłumaczyć - wspomina pan Tadeusz.
- Po jakimś czasie ojcu Wolskiego przyśniło się, że ma zwrócić kamień skąd go wziął. Zrobił to i od tamtej pory miał spokój. Aż do lądowania UFO - dodaje Bakalarz.
Kamienia już nie ma w Emilcinie. Zaraz po lądowaniu kosmitów, ktoś zabrał go do Warszawy i ślad po nim zaginął. - Nie był duży, miał metr średnicy, a trzech ludzi trzy dni go stamtąd wyjmowało. Grube liny pękały - dodaje Tadeusz.
Spalone brzozy
Zobaczył kilkanaście osób, które szukały śladów przybyszy. - Sami je zadeptaliśmy. Ale ponad wszelką wątpliwość coś tam musiało być. Widziałem spalone wierzchołki brzóz. Były całkiem uschnięte - twierdzi sołtys. Jego zdaniem, Wolski popełnił jeden błąd. - Nie zabrał tego sopla, który mu dawali do jedzenia. A to byłby dowód - mówi Cisłak. Wolskiemu uwierzył. - Przecież go przebadali, nawet na wykrywaczu kłamstw. Lekarze potwierdzili, że mówił prawdę.
- Wolski był za porządny, żeby kłamać. Niektórzy uważają, że on spotkał żołnierzy. Ale to nie mogło być wojsko, bo oni nie mówili w jakimś języku, ale popiskiwali. Ludzie mu wierzyli, nigdy się z niego nie śmiali - dodaje pani Alina.
Świadek nie chce mówić
- Nie chcę już nic mówić na ten temat. Za dużo zamieszania wokół tego było. Moja siostra była wtedy malutka i też niewiele pamięta. Dajcie nam już spokój - macha ręką pan Adam. Wszyscy we wsi wiedzą, że on i cała jego rodzina nie chce wracać to tamtych wydarzeń.
- I wcale się nie dziwię. Przez wiele lat różni ludzie ciągle ich o to męczyli - podkreśla pani Anna, nauczycielka z gimnazjum w Kluczkowicach. Sama 29 lat temu była u babci w Emilcinie i pamięta te dni. - Chodziłam z rodzicami w miejsce, gdzie UFO lądowało, bo to była wielka sensacja. Samochód za samochodem do wsi przyjeżdżał. Emilcin żył tylko tym. Były jakieś ślady na polanie, ale nie wiem co to było - mówi kobieta. Pamięta, że wtedy we wsi było pełno słodyczy. - Dziennikarze i naukowcy przywozili je dzieciom, które widziały statek, żeby coś powiedziały.
Jeszcze tu wrócą
Niektórzy jednak nie chcą o nim pamiętać. Potomkowie Jana Wolskiego nie przyjeżdżają zbyt często do wsi.
- Czterech jego synów zmarło. Zostały tylko wnuczki w Opolu Lubelskim. Nie przyjeżdżają tu, mimo że mają dom, pole. Może boją się jakiegoś fatum? - zastanawia się Bakalarz. - Emilcin był bowiem pechowy dla Wolskich. Jeden z jego synów został znaleziony martwy w miejscu lądowania UFO.
80-letni pan Mirosław sprawę stawia jasno: - Boją się, bo wiedzą, że kosmici tu wrócą niebawem. Oni tu cały czas krążą na Emilcinem.