Rozmowa z Janem Nowakiem-Jeziorańskim
- Nie oznacza to bynajmniej, że dobrze życzę postkomunistom. Jestem zatroskany o przyszłość Polski. A więc skoro oni, na mocy mandatu, który otrzymali w demokratycznych wyborach tworzyć będą teraz rząd, chciałbym, aby był to rząd jak najbardziej skuteczny. Bo inaczej źle się to może odbić na losach Polski i Polaków. Ale też Miller z 1989 r. i 2001 r. to dwaj inni ludzie.
Czy ja dobrze pana zrozumiałem: dziś największym zagrożeniem dla Polski i siebie, jesteśmy my sami?
- Tak jest. Nie mamy żadnych wrogów zewnętrznych. Nad Polską rozpostarty jest parasol najsilniejszego paktu militarnego. Natomiast nikt nas nie obroni przed nami samymi. A trzeba być świadomym trudnych dni, które czekają Polaków. Realny jest dalszy wzrost bezrobocia. Koniecznością jest spłacanie "gierkowskich” długów itd. Polakom towarzyszyć więc mogą poczucie niespełnienia, frustracje, a wynikiem tego są często niepokoje społeczne. Tych za wszelką cenę należy uniknąć. Nie można stracić wiarygodności w przeddzień przyjęcia do unii Europejskiej.
Po co nam unia? Szwajcarzy, Norwegowie nie należą i dobrze się mają?
- Te kraje są bogate, Polska nie. Jeśli nie przystąpimy do unii, wynikną z tego same szkody. Skażemy się na coraz głębsze, permanentne ubóstwo. I to na własne życzenie. Rozumiem obawy przed zagrożeniami, które niesie globalizacja. Tożsamość pomoże nam zachować - jeśli o to zadbamy - dom, szkoła, Kościół.
Przyjeżdża pan niemal wprost
z Nowego Jorku. Jakie tam panują nastroje?
- Powiada się, że Ameryka po zamachu jest już inną Ameryką. I to prawda. Ludzie uświadomili sobie, że przy współczesnej technice, oceany nie są już tarczą. Także i to, że największa potęga gospodarcza niewiele znaczy w przypadku aktów terroru. W pierwszym odruchu Amerykanie żądali odwetu. Dziś powszechna jest świadomość, że mogłoby to doprowadzić do katastrofy, włącznie z III wojną światową. Dlatego też w pierwszym rzędzie tworzony jest - zresztą z powodzeniem - światowy alians przeciwko terrorystom. I to jest właściwy kierunek. W czasie tych dramatycznych wydarzeń okazało się, że Amerykanie słusznie wybrali Busha prezydentem, który okazał się wielkim mężem stanu. Mówię o tym z niejakim zażenowaniem, bo ja akurat... na niego nie głosowałem.