Od początku wojny lubelska Fundacja Skakanka pomogła kilku tysiącom Ukraińców. Ostatnie rzeczy chce teraz rozdać potrzebującym - niezależnie od narodowości. W magazynie są wózki, nosidełka, zabawki, ubrania. Wystarczy przyjść i sobie wziąć
Pierwszy magazyn (przy ul. Łęczyńskiej 43 w Lublinie) lubelska Fundacja Skakanka otworzyła dokładnie tydzień po wybuchu wojny w Ukrainie. Od rana do wieczora (i w nocy) można było zostawiać tam dary, a po pomoc rzeczową mogli się zgłaszać zarówno uchodźcy, jak i ci, którzy zaprosili ich do swoich domów.
– Nie sposób policzyć, ile razy byliśmy świadkami gestów solidarności. Nie sposób policzyć wylanych u nas łez. Nigdy nie zapomnimy też wstrząsających relacji z Ukrainy, jakich wysłuchałyśmy przy kawie lub herbacie – mówi Tamara Rutkowska, prezeska Fundacji.
Z czasem Polacy mieli coraz mniej pieniędzy, żeby wspierać Ukraińców. I chociaż potrzeby nadal są duże, to zapadła decyzja, by magazyn zamknąć.
– W ostatnim dniu wydaliśmy dary 150 uchodźcom, a potem dzięki pomocy współpracującej z nami Hestii, przesłaliśmy cztery busy do Domu Dziecka w Nowowołyńsku w Ukrainie. Samochody wyładowane były pieluchami, mlekiem modyfikowanym, kaszkami – opowiada Rutkowska.
Dary z Fundacji Skakanka
Ale sporo jeszcze w Lublinie zostało. To m.in. ubrania kobiece i męskie oraz dziecięce w rozmiarach 56-116. Są też pieluchy, mleko i kaszki. Jest kilka wózków, fotelików samochodowych, przewijaków, wanienek, łóżeczko dziecięce...
– Musimy to wszystko rozdać, bo opróżniamy lokal. Zapraszamy wszystkich zainteresowanych w piątek, 15 lipca w godz. 12-19. Przyjść może każdy chętny – zachęca prezeska.
Teraz fundacja planuje otworzenia świetlicy dla dzieci Ukrainek, które już pracują lub które potrzebują kilka godzin „wolnego” na załatwienie urzędowych spraw.
– Po tym, jak zdamy lokal, dajemy sobie dwa tygodnie na złapanie oddechu. Po tych blisko pięciu intensywnych miesiącach jesteśmy fizycznie zmęczone – przyznaje Tamara Rutkowska. – Potem naradzimy się co dalej. Nie chcemy rezygnować z pomocy uchodźcom i marnować naszego potencjału. Ten czas pozwolił mi zrozumieć, że mam najlepsze na świecie wolontariuszki. Jest ich 12 i każda ma ogromne serce. Bez nich oraz bez Moniki Skałeckiej, naszej koordynatorki wsparcia Ukrainie, nie dałabym rady działać. Ale ogromne podziękowania należą się też ludziom, którzy za naszym pośrednictwem pomagali uchodźcom. Bez ich darów oraz wpłat ziarno, które zasialiśmy, nie przyniosłoby plonu. A przyniosło bardzo obfity – wspólnie pomogliśmy 4200 osobom.