Motor wygrał bardzo trudny mecz w Krakowie z Wisłą 3:1 i wrócił do strefy barażowej. Jak spotkanie z "Białą Gwiazdą" oceniają trenerzy obu ekip?
Mateusz Stolarski (Motor Lublin)
– Chciałbym zacząć od przekazu do społeczności Motoru, że w momencie gdy ktoś nie jest z nami gdy przegrywamy nie ma prawa być z nami kiedy wygrywamy. Ta drużyna zrobiła coś wielkiego. Doskonale wszyscy wiedzą, że jestem bardzo blisko związany z tym miejscem emocjonalnie. Wygrać na Reymonta, to nie jest zwykła wygrana. Ta drużyna tego dokonała. Było wiele osób i spekulacji, że ten zespół już umarł i nie jest w stanie nic ugrać. Nie zamierzam przemawiać, opisywać meczu, drużyna przemówiła za mnie i za siebie. To jest najlepsze podsumowanie. Ja bardzo się cieszę z tego zwycięstwa, ale mam świadomość, że to jeden z kroków, który musimy wykonać, żeby dalej liczyć się w walce o najwyższe cele. Liga to nie jest sprint, to maraton, a my w tym maratonie czujemy się dobrze. Zespół potrafi dźwigać trudne momenty i stawia czoła trudnym sytuacjom. Mam nadzieję, że Wisła będzie potrafiła włączyć się do walki o awans. Ta porażka niczego nie skreśla, przed nami wiele meczów. Życzę powodzenia, a my cieszymy się z trzech punktów i że sprawiliśmy dużo radości kibicom, bo są z nami osoby, które nas mocno wspierają i mocno wierzą w ten zespół. Powiem w imieniu drużyny – to dla was.
Jaki był plan na pierwszą połowę…
– Mój plan został szybko zweryfikowany ze względu na czerwoną kartkę. Nigdy planem Motoru nie jest oddanie inicjatywy przeciwnikowi. Są sytuacje, w których jakość piłkarska rywala spowoduje, że musimy zagrać w obronie niskiej i trochę pobronić. Nie udało nam się przetrwać trudnego momentu, bo straciliśmy bramkę. Plan było widać po przerwie. Wierzę w naturalność piłkarzy, a moją rolą nie jest na siłę nakreślać swój plan na mecz i mieć swój obraz meczu. Musze spojrzeć w głąb kadry, w głąb piłkarzy i wykorzystać naturalność zawodników. To oznacza, żeby dać ich na pozycje, przygotować środowisko meczu, w którym będą działali automatycznie. Nie będą musieli myśleć o strategii trenera, tylko będą mogli naturalnie napierać do przodu, z automatyzmu robić wszystkie rzeczy, bo tak są w stanie działać szybciej i szybciej reagować. Wisła zostawia w mojej ocenie dużo miejsca między liniami w grze obronnej. Pozycjonowaliśmy tak zawodników, żebyśmy mieli między liniami mieli przewagę w poszczególnych sektorach w pionie i poziomie. Było to widać w perspektywie sytuacji, jakie tworzyliśmy. Wiele z nich stworzyliśmy po grze w bocznej tercji boiska poprzez wcięcia i podwójne wcięcia. Chcieliśmy też izolować grę jeden na jeden Michała Króla, bo Wisła mocno zawęża do strony. My chcieliśmy szybko zmienić stronę, żeby Michał Król i Piotr Ceglarz mieli pojedynki z obrońcami. Udało się to dobrze, bo Michał gdyby sędzia nie pokazał, że kontynuujemy akcję, to „Szocik” mógł dostać drugą kartkę, a wtedy gralibyśmy o dwóch zawodników więcej. Dodatkowo strzeliliśmy dwie bramki po dośrodkowaniach z bocznej strefy boiska i wypełnieniu pola karnego.
Michał Król…
– Mówiąc o nim muszę nawiązać do pewnej historii. Jak przychodziliśmy do klubu z trenerem Feio, to Michał Król był prawym obrońcą i był zawodnikiem, który nie łapał się do kadry meczowej. Doszedł do takiego momentu, że zastanawiał się czy to nie jego ostatnie pół roku w piłce i czy nie powinien robić czegoś, co w przyszłości przyniesie mu większy dochód i większe możliwości. Były wtedy dwie przerwy, bo był mundial w Katarze. Michał przyszedł do mnie i do trenera Feio i powiedział „ja walczę o życie, ja musze pracować, nie mogę mieć wolnego”. Razem odśnieżaliśmy boisko, bo nikt w tym momencie nie pracował, trenowaliśmy na sztucznym boisku i napieraliśmy. Michał jest takim zawodnikiem, że jak mu nie wyjdzie wyrzut z autu, to po meczu jest w stanie podejść i powiedzieć, że musimy zrobić indywidualny treningu wyrzutów piłki z autu. To jak Michał wygląda, to tylko i wyłącznie jego praca. W żadnym wypadku nie będę się po to podciągał, bo moją rolą jest pomagać zawodnikom, żeby stali się najlepszą wersję samych siebie. Michał po prostu chce być najlepszy, dzięki temu jest najlepszy, doszedł do tego i serdecznie mu gratuluję. Zrobił robotę na tym stadionie.
Albert Rude (Wisła Kraków)
– To był mecz, w którym zmierzyły się dwie dobre drużyny walczące o podobne cele. W piątej minucie wszystko się zmieniło, kiedy dostaliśmy czerwoną kartkę próbując zagrać piłkę i grać futbol. Musieliśmy na to zareagować. Po kilku minutach straciliśmy bramkę, a to jeszcze bardziej pogorszyło naszą sytuację. Motor dużo atakował naszą lewą stroną, a „Szocik” miał już na koncie żółtą kartkę. Nie chcieliśmy stracić kolejnego zawodnika, musieliśmy zagrać bezpiecznie. Ich plan na mecz był taki, żeby dostarczać piłkę do bocznych sektorów, a później dośrodkować w pole karne. Dlatego potrzebowaliśmy trzech środkowych obrońców i Mikiego Vilara, który mógł grać ofensywnie. Mimo czerwonej kartki wyrównaliśmy i zakończyliśmy pierwszą połowę lepiej od rywali. W przerwie mówiliśmy sobie, że musimy być odważni, grać do przodu i robić to samo, co przed przerwą. Straciliśmy dwie kolejne bramki i sytuacja zrobiła się bardzo trudna. W ostatnich minutach graliśmy bardziej sercem niż nogami, po na tygodniu graliśmy w Pucharze Polski. Jestem jednak dumny z zawodnikami, bo dali z siebie wszystko. Musimy zrozumieć naszą sytuację i pracować jeszcze mocniej, bo nasz cel się od nas oddala.