O ile uboższa byłaby motoryzacja, gdyby nie było volkswagena transportera. Ilu ludzi wciąż byłoby w planach, gdyby nie wakacyjne wyprawy „bullim”. Dziś kolejna generacja użytkowego evergreena zaczyna swoją służbę
W zimnej Szwecji dwukolorowy, biało-czerwony T6 budził powszechne zainteresowanie chłodnych nordyków. Z ciekawości podchodzili i pytali się o nowego volkswagena transportera. Zaglądali do środka i cmokali. A ja z dumą mogłem mówić, że to auto powstaje w Polsce!
Wariantów bez liku
Tak, tak, globalizacja jest nieunikniona. Dzisiaj Janek pewnie jechałby Leopardem, a wrogiem byłby T-92. Na neutralnej szwedzkiej ziemi sprawdziłem, jak nowa generacja serii T daje sobie radę na drogowym poligonie. Oczywiście wszystko w granicach prawa, szwedzcy policjanci nie mają poczucia humoru, a w ich słowniku nie figuruje słowo wyrozumiałość.
Odświeżona generacja dostępna jest w trzech wersjach nadwozia – jako samochody użytkowe (podwozie z zabudową skrzyniową – z kabiną pojedynczą lub podwójną, furgon lub kombi), jako przestronne osobowe limuzyny do użytku służbowego oraz prywatnego (multivan i caravelle) oraz jako samochód rekreacyjny (california).
Modele użytkowe łatwo można dopasować do konkretnych potrzeb, wybierając wersję z krótszym (3000 mm) lub dłuższym (3400 mm) rozstawem osi i w jednej z trzech dostępnych wysokości nadwozia. Razem z bogatą ofertą silników o mocy od 84 KM do 204 KM, współpracujących z 5- lub 6-biegowymi przekładniami mechanicznymi lub z 7-stopniową skrzynią biegów DSG, do wyboru jest ponad 500 konfiguracji modelu T6.
Generacja Six
W oko od razu wpadła mi jedna z nich – multivan w specjalnej edycji „Generation Six”, w biało-czerwonym malowaniu, stylizowany za złote lata 60. Zachęcony atrakcyjnym wyglądem szybko zarezerwowałem kluczki do tego modelu z silnikiem wysokoprężnym o mocy 150 koni.
Auto w środku robi wrażenie. Podobnie jak nadwozie, jest wykończone na biało-czerwono. Elegancja-Francja, żadnych zastrzeżeń. Pełno schowków, wokół roi się od uchwytów na napoje czy półeczek na szpargały, telefony. Z tyłu dwa wygodne, osobne fotele plus kanapa. Słowem, jak w klubie. Fotel z drugiego rzędu można obrócić o 180 stopni i robi się małe kasyno lub sala konferencyjna. Pomiędzy dwoma fotelami w drugim rzędzie jest składany stolik. Można na nim postawić co nieco, aby pasażerom szybciej minęła podróż. No, jak ktoś musi to można rozłożyć papiery lub laptopy. Te ostatnie da się naładować, bo w aucie jest sieć 220V.
A do tego supersystem nagłośnienia, sprzężony z opcjonalnym Internetem. Jak to u Niemca, nie brakuje nowych technologii. Bez problemu można „wbić” się tabletem w system auta i obsługiwać np. radio czy puszczać ulubioną muzę kolegom z tyłu, którzy już są zajęci debatą czy omawianiem spraw przy okrągłym stole. Nie ma lepszego auta na długie wyjazdy wakacyjne, czy całkiem poważne podróże biznesowe. Liczba funkcji multivana, możliwość korzystania z Internetu oraz nieprzyzwoicie wygodne fotele, czynią z T6 wyśmienitą salonkę na kołach.
Kierowca to ma klawe życie
Pomyślicie, że najbardziej poszkodowany jest fizyczny, czyli kierowca. Nic bardziej mylnego. A powodów jest kilka.
Po pierwsze szofer siedzi wysoko, jak król na tronie. Wszystko widać, a zatem wiele można przewidzieć. Po drugie, układ kierowniczy działa precyzyjnie i sprawnie. Po trzecie, pozycja za kierownicą jest wygodna, nawet dłuższa trasa nie pozostawia śladu w kręgosłupie. Po czwarte, sprawny silnik daje sporo frajdy z jazdy. I po piąte, można skupić się tylko najeździe, bo przekładnia DSG zadba o optymalną zmianę biegów. Nic tylko jechać w stronę słońca.
Te pięć powodów sprawia, że T6, szczególnie w wersji Six Generation, to niezwykle smaczna propozycja dla firm, które często delegują kilkuosobowe grupy pracowników. Jedno jest jeszcze pewne. Prezes po pewnym czasie zwolni kierowcę, bo sam będzie chciał jeździć. Jest także pewne, że T6 w weekendy będzie tylko do dyspozycji szefa
Podsumowanie
T6 to młodszy, nieco lepszy i nieco ładniejszy brat T5. Ponieważ mają wspólny genotyp, oba model są solidne, dopracowane i uniwersalne. Mnogość wersji powoduje, że każdy znajdzie coś dla siebie. Od pana Henia z ekipy remontowej, przez firmę doradczą, po bogate dziecię, fana surfingu, który miesiącami może żyć na plażach w wygodnym T6 california. Ten topowy model, dom na kołach, kosztuje do 224 tysięcy złotych w wersji „czego dusza zapragnie”. Prosty T6, w wersji z pojedynczą, 3-osobową kabiną i z podwoziem do zabudowy, startuje od 74 750 zł netto za model napędzany dwulitrowym silnikiem TDI o mocy 84 KM. Do wyboru jest ponad 500 wersji T6. I jak tu nie kochać „bulliego”…