W Lublinie nie będzie można wynająć nazwy ulicy, placu lub skweru. Pomysł na stworzenie takiej możliwości został odrzucony przez Radę Miasta. Radni nie znaleźli przepisu, który by na to pozwalał, z kolei autor pomysłu przekonywał, że nie ma przepisu, który by tego zabraniał.
Petycję dotyczącą odpłatnego nadawania nazw ulicom złożył do Rady Miasta jeden z lubelskich radców prawnych. Ten sam, który w innym piśmie upominał się o nadanie jednej z ulic nazwy „ul. Lidla”, co uzasadniał tym, że w mieście mamy już ul. Biedronki i ul. Stokrotki, które to nazwy według niego kojarzą się powszechnie bardziej z sieciami handlowymi niż z przyrodą. Z „ulicy Lidla” prawnik ostatecznie zrezygnował, nie wycofał za to swej petycji z prośbą o stworzenie mechanizmu komercyjnego nazywania ulic. Tak, by jakaś firma mogła mieć siedzibę przy ulicy swojego imienia, o ile by odpowiednio zapłaciła.
Prawnik powoływał się na Ustawę o samorządzie gminnym, która mówi, że prawem radnych jest nadawanie nazw ulicom. Wskazywał przy tym, że w ustawie nie ma ani słowa o tym, że nazwy muszą być nadawane nieodpłatnie. Na tej podstawie dowodził, że radni mogą ustalić zasady nazywania ulic za pieniądze. – Nie istnieje też w polskim porządku prawnym żaden przepis, który by wprost zabraniał tworzenia tego typu regulacji – przekonywał Konrad Cezary Łakomy w uzasadnieniu swojej petycji.
Jego propozycja była najpierw rozpatrywana na posiedzeniu Komisji Skarg, Wniosków i Petycji. Komisja zarekomendowała całej radzie, by uznała petycję za bezzasadną. Uznała, że polskim prawie nie ma żadnego przepisu, który by pozwalał na takie handlowanie nazwami ulic. A skoro nie ma takiego zezwolenia, to nie można ustalić zasad handlu nazwami.
– Rada Miasta Lublin nie posiada bowiem kompetencji do stanowienia, a co za tym idzie również zmiany przepisów prawa powszechnie obowiązującego – pisze kierujący komisją radny Marcin Bubicz w uzasadnieniu projektu uchwały mówiącej, że petycja jest bezzasadna. Przyznaje jednak, że różne gminy stosują różne „klucze” nadawania nazw. – Często stosowaną metodą jest sięganie do źródła z nazwiskami osób zasłużonych, pisarzy, poetów, autorytetów, ale też stosowane są odwołania do nazw roślin czy faktów historycznych.
Na ostatnim posiedzeniu Rada Miasta zgodziła się z komisją i jednogłośnie uznała petycję za niezasadną.
W Lublinie nazwy ulic już wiele razy okazały się drażliwym tematem. Wiele lat temu na prośbę mieszkańców przemianowano ul. Cygańską na dzisiejszą ul. Sobótki.
11 lat temu do Ratusza przyszły władze jednej ze spółdzielni mieszkaniowych zniesmaczone tym, że ulica, przy której zamierzali budować bloki miałaby zostać „ul. Borsuczą”, bo skojarzyło im się to z „borsuczeniem”. Ostatecznie borsuk nigdy nie trafił na tabliczki. Rok później radni mieli problem z ul. Kaczą, bo niektórym kojarzyła się dość politycznie, w końcu nazwę uchwalono większością jednego głosu.
Dotychczas nie było w Lublinie pomysłów, by nadawać nazwy ulic za pieniądze. Swego czasu Miejski Ośrodek Sportu i Rekreacji próbował sprzedać nazwę pachnącego wtedy nowością stadionu Arena Lublin, czyli znaleźć dla niego sponsora tytularnego. Mówiło się o tym sporo, nie wyszło z tego nic. Z kolei śląskie Jaworzno od lat wystawia na licytację… zwyczajową nazwę ronda, a uzyskane w ten sposób pieniądze trafiają do Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.