Po 45 tys. zł w ciągu tygodnia wpłacili na konto Prawa i Sprawiedliwości członkowie zarządu dużej państwowej spółki, w tym pochodząca z Puław była szefowa kancelarii prezydenta RP. Wspieranie partii przez osoby zawdzięczające jej intratne stanowiska nie jest niczym nowym, choć nie wszystkie ugrupowania regulują te kwestie oficjalnymi decyzjami.
Od 1 lipca tego roku partie polityczne mają obowiązek prowadzenia na swoich stronach internetowych rejestrów wpłat. Najpóźniej 14 dni od wpłynięcia na konto na liście musi się znaleźć każda kwota powyżej 10 tys. zł.
Cztery miesiące po wejściu w życie nowego przepisu, najbardziej okazale wygląda rejestr prowadzony przez PiS. Znajduje się w nim 20 pozycji, przy czym kilka nazwisk się powtarza. W oczy rzucają się dokonane w ciągu tygodnia wpłaty po 45 tys. zł. To maksymalna suma, jaką osoba fizyczna może przekazać na partię polityczną w formie darowizny. Tak hojnymi darczyńcami okazało się kilkoro członków zarządów państwowego PZU i jego spółek-córek, m.in. była posłanka z Puław Małgorzata Sadurska oraz pochodzący z Chełma były szef CBA Ernest Bejda. Ale – to trzeba zaznaczyć – mają z czego wpłacać. W 2021 roku Sadurska zarobiła w spółce 1,8 mln zł.
Za miejsce na liście
Puste pozostają wykazy prowadzone przez inne największe ugrupowania sejmowe. Żadnych wpłat powyżej 10 tys. zł nie wykazały do tej pory PO, PSL i Nowa Lewica. Kilkanaście darowizn zanotowała nie mogąca jeszcze liczyć na subwencje z budżetu państwa Polska 2050. Oprócz jej lidera Szymona Hołowni, który wpłacił 28 tys. zł, 20 tys. zł formacji przekazał Władysław Grochowski, przedsiębiorca z Trzebieszowa w powiecie łukowskim i właściciel znanej sieci hoteli Arche.
W partiach politycznych – niezależnie od opcji – w zasadzie normą jest finansowe wspieranie macierzystej formacji w zamian za miejsce na listach. Najbardziej hojni są europosłowie zarabiający ok. 40 tys. zł miesięcznie. W dalszej kolejności są posłowie, którzy najczęściej mają wpłacać co miesiąc kwoty rzędu kilkuset złotych.
– Radni płacą po 100 zł, starostowie i ich zastępcy po 200 zł. Jest to określone przez partyjne gremia – mówi nam chcący zachować anonimowość lubelski polityki PiS. I dodaje: – Jeśli chodzi o osoby mające intratne posady w spółkach Skarbu Państwa, to tu nie ma oficjalnych wytycznych. Ci ludzie nie muszą dokonywać darowizn, ale mogą.
„Polityka” powołując się na informatora z partii rządzącej pisała niedawno o spotkaniu w Ministerstwie Aktywów Państwowych, podczas którego wicepremier Jacek Sasin miał poinformować szefów państwowych spółek, że mają wpłacać pieniądze na partyjne konto. Ale jak zauważają nasi rozmówcy, takie praktyki nie są niczym nowym. Dla przykładu, były prezydent Lublina Andrzej Pruszkowski był wyjątkowo hojny dla swojego ugrupowania, kiedy pełnił funkcję w zarządzie PGE Dystrybucja. W 2018 roku tylko przez dziewięć miesięcy (takie dane zawarł w oświadczeniu złożonym na koniec kadencji radnego sejmiku województwa) zarobił 360 tys. brutto, na partyjny fundusz wyborczy wpłacił 31 tys. zł.
– Jeśli w innych partiach zdarzały się podobne przypadki, to w porównaniu do systemu, jaki zorganizował PiS, było to absolutną amatorką – twierdzi europoseł Krzysztof Hetman, prezes lubelskiego PSL. On sam na konto swojej partii regularnie wpłaca spore sumy.
Przykładowo w 2019 roku było to 54 tys. zł. W tym przelał do tej pory niespełna 20 tys. zł. – Każdy z nas ma prawo w sposób dobrowolny wpłacić na partyjny fundusz kwotę określoną w ustawie. Dokonywałem takich wpłat w sposób transparentny i nie stanowią żadnej tajemnicy. Zaznaczam, że środki są przeznaczane na organizacje różnego rodzaju wydarzeń, które organizuje PSL w Lubelskim, m.in. coroczne Noworoczne Koncerty, czy uroczyste wręczenie nagrody im. Edwarda Wojtasa – komentuje Hetman.
– W PO nie ma i nie było takich systemowych regulacji. W żadnej kampanii nic takiego nie funkcjonowało – przekonuje Stanisław Żmijan, przewodniczący lubelskiej PO. Przyznaje jednak: – Normą jest, że jak ktoś kandyduje w wyborach, to wpłaca na fundusz. Ale wpłaty są dobrowolne. Sam wpłacałem na swoją kampanię, angażowałem też w to żonę, oczywiście zgodnie z limitami określonymi prawem.
– W naszym przypadku reguluje to uchwała Rady Krajowej – mówi z kolei lubelski poseł Nowej Lewicy Jacek Czerniak. – Ci, którzy dostali się np. do Sejmu czy samorządu z listy naszej formacji, płacą tzw. składkę specjalną. Jest ona określona na poziomie 5 proc. uposażenia. Ja, poza standardową składką, wpłacam 700 zł miesięcznie.